czwartek, 30 maja 2013

XII

Od poprzedniej wizji minęły trzy dni. Nikomu nie powiedziałem co widziałem. Nie chciałem ich martwić. Dzisiaj mam randkę z Patricią. Znowu jesteśmy razem i całkiem dobrze nam się układa. Nie daje mi spokoju myśl, że mogłoby jej się coś stać. Ta wizja. Jej nieruchome oczy skierowane na mnie. 
- Cześć. - powiedziała Patricia. Gdy na nią spojrzałem zaniemówiłem. Wyglądała przepięknie. Założyła sukienkę, którą kupiłem jej na urodziny, kiedy odwiedziła mnie w Ameryce. 
- Łał. - tylko tyle zdołałem wyjąkać.
- Łał? Tylko na tyle cie stać? - powiedziała a ja spanikowałem. Co mam jej powiedzieć. Nagle Paticia zaczęła się śmiać. - Twoja mina. Szkoda, że nie miałam apratu. 
- Jak możesz? - powiedziałem, z udawaną złością. - Idziemy?
- Tak. - powiedziała, a ja wziąłem jej dłoń w swoją i ruszyliśmy. Na łące z tyłu szkoły zrobiłem mały piknik. Była to niespodzianka. Kiedy zaszliśmy na miejsce Patricia wygląda na zaskoczoną. Czyli się udało. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nagle poczułem jak mój telefon wariuje w kieszeni. Na wyświetlaczu pojawił się znany mi skrót K.T. Przeprosiłem Patrcie i odebrałem telefon.
- Tak? - zapytałem do słuchawki.
- Eddie! Eddie! Pomóż mi! Proszę! - usłyszałem przerażony głos K.T.
 - Co się dzieje? Gdzie jesteś? 
- W szkole. - usłyszałem tylko tyle bo nagle się rozłączyła. Nie czekając ani chwili ruszyłem w kierunku szkoły. 
- K.T.! Gdzie jesteś? - krzyczałem.
- Tutaj! - usłyszałem jej głos za zasłoną sceny. Od razu tam pobiegłem. Ostrożnie odsłoniłem zasłone. K.T. siedziała zwinięta w kącie przy ścianie.
- Co się stało? - podszedłem do niej.
- To tam jest. - powiedziała przerażona i pokazała w kierunku drzwi do naszej klasy. 
- Ale co tam jest? 
- To! - powiedziała przerażona a ja się odwróciłem w kierunku w którym wskazywała. Przed nami pojawiła się jakaś postać. Strasznie mi kogoś przypominała ale nie mogłem od razu skojarzyć.
- Czego chcesz? - zapytałem.
"Musisz odnaleźć skarb. Wojna się zbliża"
Usłyszałem tak znany mi głos. Jednak teraz nie brzmiał w mojej głowie. Przede mną stał Ozyrys. 
"Szukaj." 
Powiedział jeszcze i zniknął. Spojrzałem na K.T. Siedziała skulona i płakała.
- Już dobrze. - powiedziałem i ją przytuliłem. 
- Dziękuję. - powiedziała i jej usta zaczęły zbliżać się do moich. Pocałowała mnie. K.T. moja przyjaciółka mnie pocałowała.
- A więc tak wolisz spędzać randki ze swoją dziewczyną? Całować się z inna. - uslyszałem głos Patrici. Natychmiast odwrwaliśmy się od siebie z K. T. Spojrzałem na Patricie. Patrzyła na nas a w jej oczach było widać łzy. 
- Gaduło to nie tak. - wstałem i podbiegłem do niej ale ona się odsunęła.
- A niby jak? I nie mów tak do mnie. 
- Dobrze Patricia, posłuchaj. - zacząłem spokojnie. 
- Nie chcę cię słuchać! - powiedziała i uciekła. Odwróciłem się, żeby zobaczyć co robi K.T. Ale ona też zniknęła. Rozejrzałem się dookoła. Nie było nikogo poza mną. Zostałem sam. Znowu. 

----
Pomysł na kolejny rozdział przesłała mi Łucja Rak.
Dziękuję.
Trochę pozmieniałam, ale główny wątek został. :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Komentujcie. :)

sobota, 25 maja 2013

XI

O północy na strychu odbyło się kolejne spotkanie Sibuny. Fabian znowu coś odkrył. 
- To co chciałeś nam powiedzieć? - zapytała Nina. Fabian otworzył tę samą książkę co poprzednio.
- Może mi nie uwierzycie ale w tej książce przybyło stron. - powiedział przewracjąc szybko kartki.
- Ale jak? Książka, w której co dzień przybywają strony. Jakaś nawiedzona ta książka. Może to zombie dają nam jakiś znak. - zaczął dramatyzować Alfie. Co on ma z tymi zombie?
- Czy to możliwe? - zapytałem.
- Tak! Od samego początku mówiłem, że zombie szykują atak. Chcą, żebyśmy się zaczytali na śmierć. - powiedział Alfie. Najwyraźniej myślał, że moje pytanie było skierowane do niego. 
- Właściwie z logicznego punktu widzenia, nie jest to możliwe. Tylko, że tak samo nie możliwe było to, że istniał magiczny kielich, który dawał nieśmiertelność, że Victor ma już ponad dziewięćdziesiąt lat a wygląda na czterdziestolatka i że Robert Frobisher-Smythe żyje i ma się całkiem dobrze. Podobno ostatnio zwiedzał piramidę Tutenchamona. Oby znowu czegoś nie wynieśli. Ogólnie rzecz biorąc, żadne z tych rzeczy, które dzieją się w tym domu nie są normalne, więc kilka stron w starej książce nie jest zbyt przerażające.
- Zapomniałeś o Senkharze. - odezwała się Nina.
- Co? - zapytał zdezorientowany Fabian.
- Opowiadałeś o niezwykłych rzeczach, które miały tu miejsce i zapomniałeś o Senkharze i Masce Anubisa.- dodała.
- Ach. No tak. W każdym razie, na tych stronach znalazłem bardzo ciekawy fragment. Przeczytam wam.
" Nie bez powodu mówi się egipskie ciemności. Pewnego dnia noc nastała tam za dnia. Ludzie byli przerażeni. Mówiono, że to bóg słońca Ra zesłał na ludzi swój gniew. Ozyrys widząc co dzieje się na Ziemi, rozkazał Enermisowi wypełnic swoje zadanie. Miał stanąć w obronie ludzi w imieniu Pana Zaświatów. Enermis wykonał swoje zadanie. Jednak nie tak jak miał to zrobić. Wyzwał wojownika Ra na pojedynek. Słońce znów zaświeciło na niebie. Następnego dnia miała odbyć się walka pomiędzy samym Ozyrysem a Ra. Bogowie byli gotowi na to starcie. Oboje używali swojej magii. Ludzie uciekali. Bali się. Walka trwała dni, tygodnie, miesiące. Żaden z bogów nie miał zamiaru się poddać. Po roku, bogowie postanowili przerwac walkę. Żaden nie wygrał, żaden nie przegrał. Egipt został zniszczony, tysiące ludzi straciło życie. Ozyrys powrócił do domu. Tam czekał na niego Enermis. Ozyrys był na niego wściekły. Rzucił na niego klątwe. Najokrutniejszą klątwę jaką mógł mu zadać. Enermis i Wybranka nie mogli przebywać długo blisko siebie. Enermis był zrozpaczony. Błagał Ozyrysa o wybaczenie, jednak Władca Śmierci był nieugięty. Zniszczenia po pojedynku naprawiano wiele lat. Na pamiątkę tego wydarzenia wykonano płaskorzeźby. Jedna przedstawiała Ra trzymającego złoty promień, druga Ozyrysa z biczem i magiczną laską."
Kiedy skończył czytać, zapadła cisza.
- Laska i bicz. Mówiłeś, że było to w twojej wizji. - powiedział Fabian.
- Tak. - przypomniałem sobie tą wizje. - Pokarz mi to. - wyciągnąłem po nią rękę a gdy ją dotknąłem zapadła ciemność.

Przerażeni ludzie uciekali do swoich domów. Z oddali był słychać przarażające odgłosy. Poszedłem w ich kierunku. Zobaczyłem dwie olbrzymie postacie, które atakowały siebie nawzajem. To była ta walka. Przglądałem się jak walczą. Żaden nie miał zamiaru sie poddać. Dookoła mnie znajdowały się ruiny. Patrzyłem na przerażonych ludzi. 
"Musisz temu zapobiec. To się powtórzy. Skarb da ci władze. Bo jeśli nie.."
W tym momencie zobaczyłem wszystkich znajomych, leżeli przedemną...martwi. Ruszyłem w ich kierunku. Krzyczałem. Nagle się potknąłem i upadłem. Spojarzałem na to co stanęło mi na drodze. Patricia. Leżała nieruchomo na ziemi a jej oczy były skierowane na mnie, ale ona nie żyła."

---

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. 
Miałam małe problemy.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. :)

sobota, 18 maja 2013

X

"Jesteś kluczem" te słowa krążyły mi po głowie od czasu kiedy wypowiedział je Fabian. Siedziałem właśnie w klasie na lekcji histori i niewiele brakowało, żebym usnął na siedząco. Powodem było to, że po spotkaniu Sibuny nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o histori o Ozyrysie i Obrońcach. Jestem jednym z nich.
- Eddie, idziesz? - usłyszałem głos Patrici.
- Gdzie? - zapytałem zdziwiony. Rozejrzałem się po sali. Była pusta.
- Na przerwe. Wiesz jak zadzwoni dzwonek, zazwyczaj się wychodzi. - powiedziała z uśmiechem. Uwielbiam jak się śmieje.
- Tak. Już ide. - powiedziałem, sięgając torbę. Wyszliśmy na zewnątrz. Tam usiedliśmy na ławce.
- Myślałeś o tym co wczoraj mówił Fabian? No, wiesz, że jesteś kluczem.
- To by wyjaśniało dlaczego mam te wizje. Szczerze mówiąc trochę mnie to przeraża.
- Mnie też. - powiedziała i spojrzała na mnie.
- Dlaczego? Przecież to moja sprawa. Moje zadanie. Może byś się nawet ucieszyła gdyby mnie tu nie było.
- Jak możesz tak mówić?! - wstała z ławki. - Jesteśmy przyjaciółmi. Tak?
- Tak. - powiedziałem. Tylko przyjaciółmi, dopowiedziałem sobie w myślach.
- To co było między nami..
- To przeszłość. Wiem o tym. - przerwałem jej.
- Właśnie, że nie. - powiedziała ze spuszczoną głową. - Chodzi mi o to, że... - spojrzała na mnie. - Starałam się zapomnieć, ale nie potrafię. Chodzi mi o to, że wciąż coś do ciebie czuje. Ja wiem. Zerwałam z tobą. Po raz drugi i wogóle. Wiem, że to dziwne.. - nie mogłem wytrzymać dłużej. Wstałem z ławki i podszedłem do Patrici. Chwiciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem. Po raz kolejny uciszyłem ją pocałunkiem. Chciałem, żeby ten moment trwał wiecznie.
- Kocham cię. - powiedziałem kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja ciebie też. - powiedziała, a ja zapomniałem o wszystkim. - Chodźmy już bo się spóźnimy. - wziąłem ją za rękę i wuszyliśmy do szkoły. Po drodze spotkaliśmy Fabiana i Nine, którzy jak tylko nas zobaczyli, podbiegli do nas z uśmiechem.
 - Nareszcie. - powiedziała Nina. - Wiedziałam, że długo bez siebie nie wytrzymacie. Oł. Fabian wisisz mi dyche. - powiedziała śmiejąc się.
- A nie wystarczy całus? - zapytał.
- Zastanowie się.
- Chwileczkę. Zakładaliście się o coś? - zapytała Gaduła.
- Nieee.. - powiedział Fabian, jednak widać było, że coś kręci. Jednak nie ciągneliśmy tematu. - A tak wogóle to jak się czujesz? - zwrócił się do mnie.
- Dobrze. Dlaczego pytasz?
- Strasznie rzucałeś się w nocy i chyba wcale nie spałeś.- było w tym trochę prawdy.
- Jest okej.
- To dobrze bo znalazłem coś jeszcze. - powiedział.

---
I jest Peddie.
Miało wyjść inaczej ale jest jak jest.
Nie miałam, że tak powiem weny. :)


czwartek, 16 maja 2013

IX

O północy spotkaliśmy się na strychu. Nina nadal miała klucz, który zabrała z gabinetu Victora trzy lata temu. Na początku przywitaliśmy się znakiem Sibuny.
- Sibuna. - powiedzieliśmy i każdy usiadł w miejscu które najbardziej mu odpowiadało. Ja oparłem się o stary stół znajdujący się naprzeciwko fotelu na którym usiadla Patricia. 
- Eddie miał wizje. - zaczął Fabian. 
- Znowu? - Nina była wyraźnie zdziwiona. - Dlaczego ja nic nie czuje. Nie mam wizji ani nic z tych rzeczy.
- Nie mam pojęcia. Ale zaufaj mi nie chciałabyś ich. - powiedziałem.
- Khm. - odkaszlnął Fabian. - Ja chyba wiem dlaczego to Eddie ma wizje a nie ty Nino.
- Co? - zdziwiony spojrzałem na Fabiana.
- Pamiętasz tą książkę, którą dałem ci do przeczytania? "Tajemnice Ozyrysa"? - zapytał.
- Tak. Jak ją dotknąłem pojawiła się wizja.
- No właśnie! Wiedziałem, ze jej nie przeczytasz dlatego ja to zrobiłem.
- Przeczytałeś taką grubą książkę w zaledwie 6 godzin? - Alfie był wyraźnie zszokowany.
- Właściwie większość stron to były obrazki. Ale nie o to chodzi. Widzisz. Tam było napisane wiele ciekawostek na temat Ozyrysa. - wszyscy patrzyliśmy na Fabiana a on na nas. - Oh. Nie rozumiesz? Ozyrys! Osirion? Jest podobne prawda?
- Niby tak. Ale co to ma wspólnego ze mną? - zapytałem.
- To, że jesteś Osirionem. Czekaj. Mam tu tą książkę. - powiedział i zaczął szukać w swojej torbie. - Mam! Chwileczke. - przwracał w pośpiechu kartki. - O tutaj jest. " Ozyrys natomiast nie był zbyt pewny swojej potęgi. Wiedział, że jako władca zaświatów nie bedzie mógł kontrolować tego co dzieje się na Ziemi. Myślał o tym wiele dni i nocy, aż w końcu zdecydował. Postanowił stworzyć obrońcę ludzkiego rodu. Człowieka posiadającego niezwykłe moce. Miał on chronić ludzi nawet za najwyższą cenę. Trudno było mu jednak znaleźć osobę godną tego obowiązku. Pewnej nocy jednak wybrał się na przechadzkę po swoim podziemnym królestwie. Po drodze spotkał duszę mężczyzny. Ozyrys spojrzał na niego. Mężczyzna widząc, że stoi przed nim sam król śmierci, skłonił się najniżej jak potrafił, a po chwili padł na kolana. Władca dusz zapytał go jak brzmi jego imię. Enermis odpowiedział i uniósł wzrok. Ozyrys zadał mu kolejne pytanie. Chciał wiedzieć jak znalazł się w zaświatach, jakim sposobem zginął. Enermis spojrzał na niego i odpowiedział, że zginął z miłości. Opowiedział mu o tym jak zakochał się w pięknej dziewczynie. Spędzali razem całe dnie. Okazało się jednak, że była ona wybranką bogów i nie mogli być razem. Dziewczyna jednak znalazła się w olbrzymim niebezpieczeństwie, kiedy wykradła skarb bogów. W tedy to Enermis postanowił ją chronić, gdyż kochał ją całym sercem. Oddał życie za nią. Ozyrys słysząć historię mężczyzny zrozumiał, że to on jest osobą, której szukał. Obiecał przywrócić mu życie i nadać moce jeśli spełni jego warunek. Enermis zgodził się. Król podziemi rozkazał mu chronić ludzi. Mężczyzna dostał też jeszcze jedno zadanie. Ozyrys wiedział jak ważni są ludzie wybrani przez bogów, dlatego kazał Enermisowi chronić wybranki nawet za cenę śmierci. Enermis wykonał swoje zadanie. Mimo, że on i Wybranka nie mogli być razem chronił ją przez całe życie. Po śmierci został przyjęty do krainy Ozyrysa razem z dziewczyną, którą kochał i znajdują się tam do czasów dzisiejszych. Od tamtej pory co sto lat zostaje naznaczony chłopak o tak czystym sercu, że waga jego duszy nie przeważa pióra Ozyrysa. Posiadają oni potężne moce i ich obowiązkiem jest chronić ludzi przed gniewem braci Ozyrysa. Mają oni jednak jeszcze jedno zadanie. Muszą oni bronić dziewczyny, która jest potomkiem Wybranki." . Rozumiecie już o co mi chodzi? - zapytał Fabian kiedy skończył czytać.
- Chcesz powiedzieć, że ja jestem jednym z tych Obrońców? 
- No, tak. Nina jest wybraną, potomkinią Amneris czyli pierwszej wybranki. Ty jesteś Osirionem, który musi ją chronić, tak jak Enermis. 
- Okej. Ale to jeszcze nie wyjaśnia dlaczego to ja mam wizje.
- Masz racje, ale możemy przypuszczać co to może znaczyć. Widzisz myślę, że to zadanie jest związane z Ozyrysem, a ty jesteś kluczem.

---

Wiem, że nudne ale nie miałam pomysłu. 
Postaram się wymyśleć coś ciekawszego. :)

---


sobota, 11 maja 2013

VIII

Po szkole tak jak ustalaliśmy poszliśmy do gabinetu przy tunelach. Spędziliśmy tam dwie godziny i jedyne co znaleźliśmy to sterta starych książek o Egipcie, które Fabian rozdzielił pomiędzy nas. Naszym zadaniem było przeczytać te wszystkie książki. 
Po powrocie do pokoju położyłem się i zacząłem lekture. Całość miała ponad dwieście stron a po godzinie byłem już za połową. Po za tym, że z faraonów najpierw wyciągano flaki a dopiero później chowano do sarkofagów, niczego ciekawego się nie dowiedziałem. Na czytaniu tej książki minęły mi trzy godziny życia. Ale jakby tego było mało, po jakimś czasie do pokoju wrócił Fabian z wielką górą książek w rękach.
- Może byś mi pomógł? - zwrócił się do mnie, a ja zabrałem od niego połowę z nich.
- Co to? - zapytałem.
- Książki. Nie widać? Popatrz tu jest okładka a w środku są zapisane kartki. To znak, że jest to książka. - mówił pokazując poszczególne elementy.
- Haha. Bardzo śmieszne. Po co to nam?
- Musimy znaleźć skarb. Ale najpierw trzeba znaleźć wskazówki. Może to nam pomoże.
- O nie, nie ma mowy. Ja nic więcej nie czytam. Wiesz jakie obrzydlistwa były opisywane w tek książce. - wskazałem na lekturę, którą niedawno skończyłem czytać. - Stary! Oni pili swój mocz, żeby być silniejszym! Albo wiedziałeś że po jakimś czasie od śmierci zagnieżdżają się w tobie jakieś bakterie, które zjadają cię od środka. Niby już nie żyjesz ale to i tak ochydne. - Fabian zrobił skwaszoną mine.
- Ty przynajmniej nie czytałeś o tym jak budowano piramidy. Uwierz to było o wiele nudniejsze. - powiedział a po chwili podał mi książkę. - Trzymaj to twoja nowa lektura. - spojrzałem na tytuł "Tajemnice Ozyrysa" i nagle wszystko stało się czarne.

Otworzyłem oczy. Słońce paliło mnie w twarz. Wstałem. Byłem na łące. Dookoła były mlecze. 
"Czas ucieka. Musisz szukać."
- Szukam!
"W złych miejscach."
- To powiedz gdzie! Albo przynajmniej czego szukam.
"Pokaże ci"
I znów ten straszny ból głowy. Po chwili jednak zniknął a ja nie byłem już na łące tylka na ... pustyni.
Przede mną stała olbrzymia piramida. 
"Laska jest odpowiedzią, bicz pomocą, krzyż zagadką"

Znów byłem w pokoju a przede mną stał Fabian.
- No bierz tą książkę. Na co czekasz. 
- Miałem wizje. - powiedziałem, a Fabs spojrzał na mnie zaskoczony.
- Kiedy? Teraz?
- Tak.
- Co widziałeś? Mów. 
- Byłem na łące, a później przy jakieś piramidzie. I słyszałem głos. Mówił coś o lasce, biczu i krzyżu. Coś było odpowiedzią.
- Nic z tego nie rozumiem. Myślałem, że coś mamy a tu coś takiego. - powiedział zrezygnowany. - Czekaj chwile. Miałeś wizje jak dotknąłeś książki.
- Tak.
- To może być odpowiedź. Trzeba to przeczytać.
- Żartujesz? To ma pięćset stron. 
- Dasz rade. Trzeba zwołać Sibune. 
- Tak. O północy na strychu?
- Jasne. Pójdę powiedzieć dziewczyną. - powiedział i już wychodził kiedy się wrócił. - Emm. I Alfiemu, oczywiście. - dodał i wyszedł. 

poniedziałek, 6 maja 2013

VII

- Eddie! Co się stało? Eddie! - Patricia wręcz krzyczała. Spojrzałem na nią ale nie zdołałem nic powiedzieć. - Przyniosę ci wodę. Okej. Zaczekaj. Albo wiesz co chodź zaprowadzę cię do pokoju. - wstałem i ruszyłem za Patrcią. Myślałem o tej wizji. Tym razem nie byłem sam. Przed czymś uciekaliśmy. Tylko przed czym? No, ale w całej tej sytuacji z wizji były też plusy. Patricia mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Cóż ta część mogła by się spełnić. Weszliśmy do pokoju ale Gaduła odr azu wyszła. Na szczęście po jakimś czasie wróciła z szklanką wody.
- Trzymaj. - podała mi ją a sama usiadła obok mnie na łóżku. - Co widziałeś? Bo miałeś wizję, prawda?
- Tak. - powiedziałem. - Coś nas goniło.
- Jak to nas? - zapytała zdziwiona.
- Ty też tam byłaś. - powiedziałem i przypomniałem sobie to jak trzymała mnie z rękę. I słowa które wypowiedziała "kocham cię". Ale czy jest możliwe, że to się spełni?
- To w takim razie co nas goniło?
- Nie wiem. Nic nie widziałem. Poprostu biegliśmy jakimiś korytarzami.
- I tyle?
- Tak - nie.  Ale nie mogłem jej powiedzieć o tym co widziałem. To co powiedziała i to co zrobiła. Wyśmiała by mnie.
- To się zaczyna robić dziwne. Masz jakieś wizje, które nic ci nie mówią. Mamy znaleźć skarb, ale nie wiemy jaki. O co w tym wszystkim chodzi?
- Też chciałbym wiedzieć. - powiedziałem. - Patrcia, nie mówmy nic pozostałym o tej wizji. Nie chciałbym nikogo narażać. Wystarczy, że ty już jesteś w to zaplątana. - spojrzałem na nią. Pokiwała głową na znak, że się zgadza. - Chodźmy na kolacje. - otworzyłem drzwi i wyszliśmy z pokoju, zmierzając do jadalni.
---
Następny dzień zaczął się normalnie. No prawie normalnie.
- Eddie! Znalazłem coś na temat starożynych skarbów. - zaczął swój wykład Fabian. - Najważniejszym skarbem jaki znano w Egipcie był skarb z grobowca Tutenchamona. Połowy skarbów jednak nieodnaleziono do tej pory. Myślisz, że to może chodzić o ten skarb?
- A co on ma wspólnego z władzą? W wizji było dokładnie powiedziane "zabierz władze".
- Może chodzi o faraona. To oni mieli największą władzę w Egipcie.
- To co w takim razie może być skarbem, który oznacza władzę? - zapytałem ale po chwili przyszło mi coś do głowy. - Może korona?
- Tak. To bardzo prawdopodobne. Już w Starożytnym Egipcie władcy nosili korony. Nie takie konkretne ale zawsze. Korona jest symbolem władzy a wykonana ze złota staje się skarbem.
- No tak. Tylko gdzie mamy jej szukać?
- Trzeba będzie odwiedzić gabinet Frobishera. - powiedział Fabian.
- Który? - zapytałem. W tym domu znaleźliśmy już dwa gabinety poprzedniego właściciela domu, a może ich być jeszcze więcej. Facet lubił mieć tajemnice.
- Najpierw ten przy tunelach, jeśli tam nic nie znajdziemy to pójdziemy na dół. To co? Sibuna.- powiedział a prawa ręką powędrowała do góry zasłaniając oko.
- Sibuna - odpowiedziałem wykonując ten sam ruch.
---
Po lekcjach postanowiliśmy spełnić nasze postanowienie. Spotkaliśmy się wszyscy w salonie, a Fabian wytłumaczył im to na co wpadliśmy rano. Wszyscy nas poparli.
- Nie chciałbym nic sugerować. - zaczął Alfie - Ale potrzebujemy lidera. No bo wiecie.
- Właściwie to Alfie ma racje. - odezwała się K.T.
- Nino? - powiedziałem tonem który mówił wybieram ciebie.
- Nie, Eddie. To ty masz wizje, więc to ty musisz nas prowadzić - powiedziała a wszyscy ją poparli.
 - Ale to ty jesteś Wybraną.
- A ty Osyrionem. A więc co mamy robić? - zwróciła się do mnie.
- Trzymajmy się palnu Fabiana. Najpierw przeszukajmy gabinet przy tunelach.

sobota, 4 maja 2013

VI

Po zajęciach znów chciałem porozmawiać z tatą. Zapukałem do jego gabinetu ale nie czekałem na "proszę", wszedłem od razu. Siedział przy biurku.
- Dlaczego mnie ignorujesz? - zacząłem. - Przez tyle lat nie miałeś ze mną kontaktu. Jak przyjechałem do tej szkoły to nagle zachciało Ci się być ojcem. A teraz co? Znowu nie chcesz mnie znać. Co ja ci zrobiłem.
- Edison.
- Eddie. - poprawiłem.
- Dobrze. Eddie. Ja po prostu nie mogę sobie wybaczyć tego co zrobiłem w zeszłym roku. Powiedziałem ci tyle niemiłych rzeczy. 
- To nie byłeś ty. Byłeś wtedy opentany. Skradziono ci duszę.
- Nie broń mnie Eddie. To wszystko moja wina. Wiedział co mówię. I co gorsza. Chciałem to powiedzieć.
- Co? Ale dlaczego?
- Nie mam pojęcia. To musiało się jakoś we mnie kłębić. A wtedy wybuchłem. - nie wierzyłem w to co słyszałem. Nie czekając ani chwili wyszedłem z biura trzaskając drzwiami. Szedłem przed siebie nie patrząc na nic. Jak on mógł? On naprawdę chciał powiedzieć, że ma pecha że to ja jestem jego synem. On mnie nie chciał. Zresztą co ja sobie myślałem? Że nagle staniemy się szczęśliwą rodzinką. Że będę chodził z nim na jakieś beznadziejne mecze. On mnie nie chciał. Wszystko co mówił, że chce być dla mnie ojcem. To było kłamstwo. Nienawidze go. Po policzkach poleciały mi łzy. Otarłem je z wściekłością. Nawet nie wiem kiedy dotarłem do domu. Już zmierzałem do swojego pokoju, kiedy usłyszałem głos Patrici.
- Eddie? Coś się stało? - zapytała a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem do niej tylko tyłem, modląc się żeby zostawiła mnie w spokoju. - Eddie. Ignorujesz mnie? - podeszła do mnie. - Spójrz na mnie. - powiedziała odwracając mnie przodem do siebie. Jaką ona ma siłę. - Czekaj. Ty płakałeś? - zapytała a ja nie wiedziałem co robić. Przecież wytarłem łzy. Przetarłem oczy ponownie. - Przestań. Co się stało? - zapytała a w jej głosie było słychać... troskę?
- Nic. Pewnie coś mi wpadło do oka. - powiedziałem mając nadzieję, że w to uwierzy.
- Tak. A ja jestem Michael Jackson. - powiedziała. A jednak. Marny ze mnie kłamca. - Miałeś jakąś wizje?
- Nie. - odpowiedziałem krótko.
- To co się stało? - nie dawała za wygraną. Spojrzałem na nią.
- On mnie nie chciał. Przez cały czas mnie okłamywał. - powiedziałem i poczułem jak moje policzki robią się mokre. Po prostu świetnie. Wychodze na mięczaka przy dziewczynie, którą kocham. Znowu to powiedziałem. Miałem na myśli kochałem. 
- O czym ty mówisz?
- O ojcu. To znaczy panu Sweecie. Powidział, że wszystko co mówił kiedy był grzesznikiem to prawda.
- Jak to? Przecież on nie miał swojej duszy. Nie może pamiętać co mówił i robił. Ja nic nie pamiętam.
- Najwyraźniej można. Wiesz chciałbym pobyć sam. 
- Jasne. Jakbyś czegoś potrzebował daj mi znać. - powiedziała i dotknęła mojego ramienia. I znowu powróciło znane mi uczucie.

Tym razem znajdowałem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. 
- Eddie. Musimy uciekać. - usłyszałem głos Patrici. Nagle pojawiła się przedemną. - Pośpiesz się. - złapała mnie za rękę i zaczęliśmy biec ciemnymi korytarzami. Dodarliśmy do jakiś drzwi. Były zamknięte. Szarpaliśmy za klamkę, waliliśmy w drzwi. Nic. Ani drgnęły. 
- To koniec. - powiedziała Gaduła. - Złapią nas. - nie wiedziałem o czym mówi ale byłem przerażony. Usiedliśmy przy drzwiach. Nagle usłyszeliśmy kroki. Gaduła spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Szkoda, że to się tak skończy.
- Będzie dobrze. - chciałem ją pocieszyć.
- Nie to już koniec. Kocham cię, Eddie. - powiedziała i nasze usta złączył pocałunek. 

-----
Oto trochę Peddie. 
Mam nadzieję, że się podoba.
Komentujcie. :)

czwartek, 2 maja 2013

V

- Jak to przed sobą? - powiedziałem sam do siebie. Ta wizja nie miała sensu. Jak można ratować coś przed sobą? To niemożliwe. Niespodziewanie do pokoju weszła Nina.
- Eddie. Nie wiem co się dzieje ale mój wisior wariuje. - pokazała na naszyjnik, który świecił. - Co to może znaczyć?
- Nie mam pojęcia. Ale przed chwilą w szufladzie znalazłem to. - otworzyłem dłoń by mogła zobaczyć kamień.
- Skąd go masz? Przecież schowałam go w piwnicy. 
- Nie wiem jak tu się znalazł. To nie wszystko bo widzisz... - przerwałem. Nie mogę powiedzieć jej o wizjach. To zbyt ryzykowne. 
- Co? Co się dzieje?
- Nic. To nie jest ważne.
- Eddie... Powiedz prawdę.
- Miałem wizje.
- Co!? Powiedz co widziałeś.
- Siebie. Raz byłem w lesie, raz w jakieś komnacie, potem znowu w lesie.
- I tyle? - zapytała a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę, że muszę coś ratować przed samym sobą. Ale skoro już zacząłem mówić to wypadało skończyć..
- W wizjach... słyszę głos. Mówi o jakimś skarbie, który mam odnaleźć. Ale nie wiem o co chodzi.
 - Nie brzmi to najlepiej. Może trzeba zwołać Sibunę.
- Nie. To nie jest dobry pomysł. Zresztą to moja sprawa. Nie chcę nikogo narażać.
- Z Senkharą też była moja sprawa, ale gdyby nie pomoc Sibuny nie udało by mi się odnaleźć Maski Anubisa. 
- Nino. Proszę nie mów im nic.
- Dobrze. Ale jak tylko coś się wydarzy masz mi powiedzieć. - powiedziała i wyszła z pokoju. No to koniec tajemnicy. 
---
Nie wyszedłem z pokoju aż do rana. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem. Jak tylko wszedłem do kuchni zauważyłem jak Nina, Patricia,K.T., Fabian i Alfie.zawzięcie o czymś dyskutują. 
- Cześć wszyskim. - powiedziałem a oni odwrócili się jakby... przestraszeni?
- Cześć Eddie. Co tam? - zaczęła Nina.
- Dobrze. Coś się stało?
- Tak. Dlaczego nie powiedziałeś nam o wizjach. - powiedział Fabian, a ja spojrzałem z wyrzutem na Ninę. 
- Wybacz. Musiałam im powiedzieć. - tłumaczyła się.
- Sibuna wraca do akcji. - powiedział Alfie.
- A jest jakiś inny sposób? - zapytałem.
- Nie. - odpowiedzieli chórem. - Sibuna.
Sibuna - powiedziałem zasłaniając oko. Czyli, że znowu jesteśmy paczką. 
---
Po śniadaniu poszliśmy do szkoły. Chciałem porozmawiać z tatą ale on znowu mnie unikał. Nie wiedziałem dlaczego. Dziwnie się zachowywał od tamtej akcji z Frobisherem i grzesznikami. Ale mógłby chociaż ze mną porozmawiać. Po drodze do szafki zderzyłem się z Patricią.
- Przepraszam. - powiedziałem i spojrzałem na nią. Włosy opadały jej falami po ramionach. Piękna jak zawsze. Uśmiechnąłem się nie pewni i pomogłem podnieść książki które upadły.
- Nic się nie stało. - powiedziała i sięgneła po tą samą książkę co ja przez co nasze dłonie się dotknęły. Przeszedł mnie przyjemny prąd. Spojrzałem na nią. Ona także patrzyła na mnie. Odsunąłem dłoń. 
- Słuchaj Gaduło ja..
- Lepiej nic nie mów. - przerwała mi. - Albo lepiej powiedz dlaczego nie mówiłeś nam o wizjach? Nie ufasz nam?
- Ufam. Po prostu nie chciałem was narażać.
- Gadanie. Zawsze musisz postawić na swoim. Nie możesz być szczery. Od tego ma się przyjaciół, żeby się wygadać. A nie. Ciągle jakieś tajemnice. A może nie ufasz nam bo byliśmy grzesznikami? Tylko jakbyś nie zauważył było w tym też trochę twojej winy. Wiem. Nie byłam zbyt miła jako grzesznik ale mógłbyś zwrócić uwagę na to, że nie byłam wtedy sobą. Okej. - oto nasza gaduła. Gada i gada. Ale za to ją kocham. Wróć. Kochałem.
- Przepraszam. Za wszystko przepraszam. Nie chodzi mi oto, że wam nie ufam. 
- A o co chodzi?
- To ja mogę być tym złem.
- Jakim złem? O czym ty mówisz?
- Nieważne. Słuchaj Patricia. Ja sam nie rozumiem moich wizji. W każdej z nich jestem sam. To może być znak, że to tylko moje zadanie.
- Bohater się znalazł. To, że w wizjach jesteś sam nie znaczy, że będzie tak naprawdę. Nie każda wizja musi się spełnić. Tylko pozwól nam sobie pomóc. - powiedziała i ruszyła w kierunku klasy, gdzie miała odbyć się lekcja histori.

---
Smuci mnie trochę fakt, że pod ostatnim rozdziałem było tak mało komentarzy. 
Komentarze to dla mnie motywacja. Znak, że ktoś to wogóle czyta. 
Więc proszę komentujcie. :)

Jeśli Wam sie nie podoba to napiszcie co a ja postaram się to naprawić w kolejnych rozdziałach. :)

Dziękuję za wszystkie komentarze.

Co do tego kiedy będzie Peddie to powiem tylko, że już niedługo.
I będzie tyle Peddie, że wam się znudzi.. :D

Peddie Forever.!. ♥


środa, 1 maja 2013

IV

Dzień w szkole dłużył mi się niesamowicie. Po lekcjach wróciłem do Domu Anubisa. Usiadłem w salonie z laptopem na kolanach. Victor kilka razy zwrócił mi uwagę, że powinienem odrabiać lekcje. Ale kto by go słuchał. Od kiedy dowiedział się o tym, że jako grzesznik jest łatwym celem nie jest już takim sztywniakiem. Chciaż próbuje trzymać pozory. W każdym razie odczytałem maile od babci. Pytała jak minął mi lot i o tatę. Odpisalem jej, że wszystko okej. Choć nie dokońca tak było. Po jakimś czasie do salonu weszła K.T, Patricia, Fabian, Nina i Alfie. Sibuna w komplecie. 
- Siemka, Eddie. - odezwali się wszyscy oprócz Gaduły.
- Hej. - odpowiedziałem. 
- Wszystko wporządku. - zapytał Fabian - wieczorem wyglądałeś jak trup. Rano jak zombie. A teraz... Nie potrafię tego zdefiniować.
- Zombie.!. Gdzie.? - krzyknął Alfie.
- Nigdzie. - odpowiedziała mu K.T. A wszyscy zaczęli się śmiać. 
- Alfie, Alfie. Nic się nie zmieniłeś. - głos zabrała Nina - Ten sam zabawny Alfie, który boi się nawet własnego cienia. Ale co byśmy bez ciebie zrobili. 
- Wiecie. Ja chyba pójdę się położyć. Nie spałem dzisiaj najlepiej. - powiedziałem.
- A kolacja? - wtrąciła K.T. 
- Nie jestem głodny. - powiedziałem i ruszyłem w kierunku pokoju. Już miałem siadać kiedy mój telefon poinformował mnie, że trzeba go naładować. Otworzyłem więc szufladę aby sięgnąć ładowarkę. Natknąłem się na coś małego i gładkiego. Włożyłem rękę do szuflady, żeby wyjąć ten przedmiot. Był to kamień z tarczy Frobisherów. Ten sam, który trzeba było włożyć do Maski Anubisa. Trzecie oko. Ale co on tu robił. Przecież Nina go schowała. W każdym razie tak myślałem. Wziąłem kamień do ręki i ...

Padał deszcz i dookoła waliły pioruny. Błyskawice przecinały niebo na pół. W oddali usłyszałem głos.
" Ty jesteś potomkiem Ozyrysa. Tylko ty możesz ocalić świat. "
- Przed czym? - krzyczałem.
"Przed sobą"

----

Przepraszam że taki krótki ale nie miałam pomysłu. 
Obiecuję, że jutro będzie dłuższy. :)