środa, 26 listopada 2014

Koniec bloga

WITAJCIE
To znowu ja. Tym razem jednak pisze aby się pożegnać z tym blogiem. 
Brak weny i nowych odcinków TDA to chyba główne powody.
Niestety nie mam pomysłu jak potoczyć dalej losy Sibuny.
Na pewno zakończenie byłoby szczęśliwe więc... stwórzcie swoje i może nawet podzielcie się na blogu.

Bardzo Was wszystkich przepraszam.

Może jeszcze kiedyś tu wrócę.
Nigdy nic nie wiadomo. <3

wtorek, 6 maja 2014

Wyjaśnienie.

Przepraszam Was bardzo, że znowu zniknęłam, ale sprawy się pokomplikowały i przez ten czas nie miałam dostępu do neta i ogólnie do komputera. I niestety przez kolejnych kilka dni też tego nie będę miała. :(
Jednak jutro powinno mi się udać "wyrwać" na chwilkę laptopa, więc możliwe, że coś tu naskrobię. Jednak niczego nie mogę obiecać. :(
Jeszcze raz przepraszam. 

sobota, 19 kwietnia 2014

XXV

Moim "skupieniem" okazała się Patricia i teraz to ona studiowała podręczniki o mocach Ozyrysa, a ja chcąc nie chcąc musiałem jej słuchać. 
- Jeszcze raz! - zwróciła się do mnie podczas "lekcji" przywoływania wizji. Przez cały czas byłem pewien, że potrafię nad tym zapanować. No dobra! Pojawiały się kiedy chciały i czasami, no może zazwyczaj, nie wiedziałem co one znaczą. Moim zadaniem było teraz dotykanie starej figurki w kształcie ... właściwie to nie było to do niczego podobne, i myślenie o tym, że chce zobaczyć historię z nią związaną. - Eddie, nie wyjdziemy stąd aż czegoś nie zobaczysz. - dodała.
- Hmm. Noc, sam na sam. Może nie powinienem się spieszyć. - powiedziałem z uśmiechem i natychmiast oberwałem z poduchy, która znajdowała się na fotelu Frobishera. 
- Nie czas na żarty. Skup się.
- Tak jest pani profesor. - zasalutowałem i starałem skupić cię na ... no na tym czymś. I tak spędziliśmy cały wieczór. Kiedy wróciłem do swojego pokoju padłem (dosłownie) na łóżko. Fabian spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
- Ach te baby. Każdego potrafią wykończyć. - zaśmiał się, a ja nie miałem nawet siły aby mu odpowiedzieć.
Kiedy rano się obudziłem, natychmiast po wykonaniu wszystkiego co trzeba poszedłem na śniadanie. Przywitałem się ze wszystkimi, ale najdłużej oczywiście z Gadułą. Po śniadaniu poszliśmy na lekcje. Sweet, znaczy tata, opowiadał coś o żabach. Komu to potrzebne? Po tej lekcji razem z Patricią urwaliśmy się z zajęć. Tak wiem. Synowi dyrektora nie wypada. Ale kto by się tym przejmował? W każdym razie poszliśmy z Patricią na "romantyczny" spacer po terenie za szkołą. 
- Właściwie to dlaczego chciałeś się spotkać? - spytała.
- To takie dziwne, że chcę się spotkać, ze swoją dziewczyną?
- Akurat w czasie lekcji? Zresztą. Widujemy się codziennie. W szkole, w domu, w gabinecie...
- Tak wiem. Ale w szkole no jak w szkole, a w domu i w gabinecie gadamy tylko o zagładzie. - powiedziałem.
- Bo to ważne. Może nie zauważyłeś, ale jak świat przestanie istnieć to my też. Może warto poświęcić te kilka dni aby uratować to i owo, a dopiero później cieszyć się sobą? - powiedziała całkiem poważnie.
- Wiesz. Wolę spędzać z tobą czas dopóki jesteśmy razem, bo wiesz jak to z nami bywa. - powiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Coś sugerujesz?! - spytała zdenerwowana. - Chcesz ze mną zerwać? Wiedziałam. Co innego mogło być tak pilnego, żeby zerwać się z lekcji. Znalazłeś inną? Jak ma na imię? Jak wygląda? Znudziłam ci się i mnie zostawiasz, tak? Tyle razem przeszliśmy a ty... - nie dokończyła bo ją pocałowałem. 
- Nie mam zamiaru z tobą zrywać. Po prostu nie wiem czy dam rade to powstrzymać, więc chcę spędzić ten czas z Tobą. 
- Naprawdę? - spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Tak. - uśmiechnąłem się i znowu musnąłem jej usta.
- Dasz radę to pokonać. - powiedziała - jesteś najsilniejszym kolesiem jakiego spotkałam.
- Czekaj, czekaj. Czy to był komplement? 
- Może. - powiedziała i tym razem to ona sprowokowała pocałunek. I w tedy zrobiło się ciemno. Byłem w jakimś ciasnym pomieszczeniu. "Co ja tu robię? Gdzie jestem?" krzyknąłem ale odpowiedziało mi tylko echo. Ruszyłem przed siebie. Było tak ciemno, że ledwie mogłem się poruszać. Dopiero po jakimś czasie wpadłem na to aby użyć blasku. Przecież już nad tym panuję. Natychmiast zacząłem myśleć o Patrici. O naszym pierwszym pocałunku. O naszych randkach. O wszystkim co z nią związane. I stało się. Z moich rąk zaczął wydobywać się blask. W tedy zrozumiałem, że krążyłem w kółko. "Proszę, proszę. Panujesz nad światłem. Jestem pod wrażeniem." usłyszałem za sobą znajomy głos. Ozyrys. "Co ja tu robię?" - spytałem. "Wezwałem cię, bo co raz bliżej do wojny a ty zabawiasz się z tą młodą damą" - zwrócił się do mnie a przedemną pojawił się obraz Patrici. "Powierzone zostało ci ważne zadanie a ty je lekceważysz." Nie wiedziałem co powiedzieć. Dopiero po chwili wydobył się ze mnie głos: "Ćwiczymy panowanie nad mocami. Opanowałem już to" wskazałem na swoje błyszczące dłonie " a teraz uczę się wywoływać wizje". W tym momencie rozległ się głośny śmiech. Nie mój, a Ozyrysa. "Mój drogi Synu. Wizji nie da się przywołać. One przychodzą i odchodzą. Nie można nad nimi zapanować." No fajnie. Czyli te wszystkie dni na nic bo i tak tego nie idzie zrobić. Nie mógł mi wcześniej powiedzieć? "To przyda Ci się bardziej" - wręczył mi miecz z złotą rękojeścią, zdobioną jakimiś kamieniami. "Ale jak to?" zapytałem zdziwiony. "Aby wygrać walkę, najpierw musisz nauczyć się walczyć. To nie jest zwykły miecz. Posiada w sobie moc bogów. Ale nim opanujesz te moce, musisz nauczyć się władać mieczem" - powiedział. "Ale jak? zapytałem ale jego już nie było. Znów byłem na łące za szkołą, a na moich ustach czułem dotyk ust Gaduły. 
- Co to jest? - spytała przestraszona Patricia. A ja spojrzałem na swoją dłoń. Trzymałem w niej złoty miecz.
- To... to miecz. - powiedziałem.
- Widzę! Ale skąd?
- Miałem wizję. - powiedziałem.
- Panowałeś nad nią? - spytała
- Nie. I co lepsze. Nad tym się nie panuje. Powiedział mi to Ozyrys i dał mi ten miecz. Mam nauczyć się walczyć.
- Czyli teraz będziesz machać mieczem. Na to się nie piszę. - powiedziała a ja się uśmiechnąłem. - Na co czekasz? Schowaj to bo jeszcze cię oskarżą o zamach na mnie. Hmm. w sumie, zginąć od złotego miecza, który mój chłopak dostał od starożytnego boga w czasie wagarów. Byłabym pierwsza. - powiedziała i oboje zaczęliśmy się śmiać.

---
No to tak. Obiecałam, że niedługo będzie więc jest. 
Właściwie miał być dopiero w poniedziałek, ale Wasze komentarze mnie zmotywowały. 
Kocham Was!
Rozdział do najdłuższych nie należy, ale jest tu głównie Peddie. W końcu Peddie Na Zawsze. <
Kto jeszcze tęskni za TDA? 
Mogliby stworzyć nowy sezon, albo jakiś spin-off.

Kiedy kolejny wpis, nie wiem, ale na pewno nie jutro bo będę mieć gości. No wiecie święta. A właśnie.
Zdrowych, spokojny Świąt Wielkanocnych! 
Tylko nie przejedzcie się jajkami. :D

Do zobaczenia/usłyszenia nie wiem jak to określić, prawdopodobnie w poniedziałek.
A i pilnujcie mojego drugiego bloga o Peddie, bo szykuję małą niespodziankę.

Jeszcze raz: 
Wesołych świąt!

Pozdrawiam. ;)

piątek, 18 kwietnia 2014

XXIV

Poszukiwanie odpowiedzi na temat ile czasu nam zostało zajęło nam no dużo czasu. Każdej nocy kładąc się spać myślałem czy jeszcze się obudzę, a z kolei kiedy się budziłem bałem się wyjrzeć na zewnątrz w obawie, że zobaczę jakieś ruiny. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Jedyne czego dowiedzieliśmy się w tym czasie to to, że moja moc wymaga szkolenia i nie zgadniecie kto jest moim nauczycielem. Fabian! Właściwie miała mnie uczyć Nina jako wybrana, ale wiecie jaki jest Fabian. W każdym razie pierwsza lekcja polegała na opanowaniu światła.
- Dobra. Tu pisze, że masz się skupić i wyobrazić sobie, że twoje ręce lśnią. - powiedział Fabian trzymając starą (bardzo starą) książkę. Znajdowaliśmy się w pokoju Frobishera. Fabs siedział sobie wygodnie na fotelu a ja od jakieś godziny próbowałem wydobyć z siebie choć trochę światła.
- Powtarzasz się. - zwróciłem się do przyjaciela. - Przypominasz mi moją nauczycielkę z gimnazjum. Też wszystko dyktowała z książki.
- Skup się. - odezwał się Fabian. 
- Skupiam się. - odpowiedziałem. - Nie pomyślałeś o tym, że mogę nie mieć tej mocy.
- Tu pisze... 
- Brakuje mi rozmów nie rozpoczynających się na "tu pisze" - przerwałem mu a on lekko się uśmiechnął.
- A więc. Tu jest napisane... - powiedział z tym swoim uśmieszkiem a ja tylko pokręciłem głową - że każde naczynie boga posiada moc światła. Więc ty też.
- Taaa. Naczynie boga podziemi będzie rzucać światło. To logiczne. - powiedziałem i z pełnym , no może nie do końca pełnym, skupieniem wyciągnąłem przed siebie ręce i wyobraziłem sobie, że lsnią. Nic.
- To na nic. - zwróciłem się do Fabiana.
- Spokojnie da... - zaczął ale nie skończył, gdyż usłyszeliśmy kroki. 
- Victor? - zapytałem a Fabian spojrzał przez dziurkę w ścianie. Po chwili odezwała się:
- Nie. Coś gorszego... - spojrzałem na niego - Patricia. - powiedział ze śmiechem a ja rzuciłem w niego poduszką. Po chwili drzwi się otworzyły a do środka wkroczyła Gaduła.
- Tu jesteście! Eddie, wyglądasz ... nie ważne.
- Wiem jak wyglądam. Jestem na maxa, totalnie seksowny. - powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem ją delikatnie. Widziałem tylko skwaszoną minę Fabiana. 
- Nie to miałam na myśli, ale nie narzekam. - uśmiechnęła się. - Rozumiem, że ty i Fabian jesteście tu SAMI tylko z powodów możliwości zagłady świata, tak? 
Spojrzeliśmy z Fabianem na siebie i razem odpowiedzieliśmy.
- Tak!
- Nie martw się. On nie jest w moim typie. - odezwał się mój przyjaciel.
- Rozumiem. - powiedziała Patricia i roześmialiśmy się.
Po chwili przerwy wróciliśmy do pracy. Jednak tym razem nie mogłem się skupić na niczym innym niż na Patrici, która delikatnie opierała się o ścianie. Wyglądała ślicznie. I w tedy nagle z moich dłoni wydobył się blask. Światło było tak jasne, że mnie oślepiło.
- Tak! - krzyknąłem szczęśliwy. - Udało się! Dzięki tobie. - zwróciłem się Gaduły i ją pocałowałem. W tym momencie nie liczyło się nic poza nami. 

---

Jak już wracam, to do wszystkiego!
Mam nadzieję, że po takiej przerwie nie wyszłam z wprawy i rozdział Wam się spodoba. :)

---

---
Liczę na komentarze.
---
Pozdrawiam!