poniedziałek, 24 czerwca 2013

XX

Kiedy wróciliśmy do domu od razu się położyłem. Wiem, że jak się jest z dziewczyną to bywa ciężko i czasami boleśnie, ale to była przesada. Jak tylko się od siebie odczepiliśmy myślałem, że wybuchne. Przez moje ciało przechodziły dreszcze i czułem jak wbijają we mnie rozżarzone noże. Brr. Jak o tym pomyśle, to mi gęsia skórka wychodzi. W każdym razie pogodziliśmy się, ale akurat teraz kiedy nie możemy się do siebie zbliżać. Następnego dnia poszliśmy do szkoły, a po lekcjach wróciliśmy do tuneli. Przeszedłem przez niewidzialną tarczę. 
- Gaduło. Teraz ty. - powiedziałem z nadzieją, że jeszcze będzie mogła przejść. Ruszyła w moją stronę, a ja zacząłem czuć lekki ból. Przeszła. 
- Udało się! - krzyknęła.
- Chodźmi. - powiedziałem i w odległości kilku metrów od siebie ruszyliśmy w kierunku kolejnych drzwi. Szukaliśmy jakiegoś znaku lub dźwigni która otworzyła by drzwi jednak nic takiego tam nie było. w pewnym momencie u szczytu zauwarzyłem skrzyżowaną laskę i bicz Ozyrysa. Stanąłem wyżej i przejechałem palcem po rzeźbieniu. W sali pojawiło się jasne światło i drzwi się otworzyły.
- Jesteś lepszy od klucza. - skomentowała Gaduła.
- Haha. Bardzo śmieszne. Idziesz? - powiedziałem i weszliśmy do środka. Szliśmy jakiś czas gdy nagle pojawiło się światło, a przed nami znalazła się postać. Był to Ozyrys.
- Witaj, mój synu. - powiedział. Patricia patrzyła na niego z wielkimi oczami.- A więc to jest wybranka twojego serca. 
- Tak. Przedstwiam Ci Patricię. 
- E.ee. Witam. - powiedziała dziewczyna.
- Mój synu. Niemądrze postępujesz czytając wszystko co napotkasz na swej drodze. Przez to nie możesz się zbliżyc do ukochanej. Jest jednak sposób, żeby złamać klątwe. Wkrótce go odkryjesz. Ale najpierw. Czeka cię próba. Będziesz musiał stawić czoła armi Ra. Wierzę w ciebie, jednak będziesz potrzebował pomocy. - Ozyrys wyciągnął rękę w moją stronę odsłaniając duży pierścień który zamiast oczka miał skrzyżowną laskę i bicz. - Proszę. Będzie cię chronił i da ci moc. A! Jeszcze jedno. Cokolwiek miało by się działo chroń dziewczynę. - wskazał na Patricię. - Jest twoją Wybranką. To ona daje Ci siłę i jeste kluczem do zwycięstwa. - powiedział i zniknął.
- Czy to był Ozyrys? - spytała Gaduła.
- Tak. We własnej osobie. - odpowiedziałem z uśmiechem. Założyłem pierścień na palec i poczułem ciepło. Poczułem nagły przypływ energii. Zbliżyłem się do Patrici. Czułem ból, ale był do zniesienia.
- A więc... Moja wybranko. Wracamy. - zapytałem i nasze usta złączyły się w pocałunku.

---
Dziękuję Wam za miłe komentrze pod poprzednim rozdziałem.
Nie macie pojęcia jak miło mi było wejść dzisiaj na bloga a tam 19 komentarzy.
Mam nadzieję, że i pod tym znajdzie się podobna ilość.
Jeszcze raz dziękuję. :)

niedziela, 23 czerwca 2013

XIX

Rozdział napisany z Waszych pomysłów. :)

---

Wróciłem do domu. Przekradłem się do pokoju i przebrałem. Kostkę położyłem na szafce i przykryłem książką. Wyszedłem z pokoju i udałem się do szkoły. Wszyscy oczywiście zadawali mi pytania gdzie byłem przez całą noc. Powiedziałem, że nie mogłem spać i poszedłem na spacer. Narazie nie mówiłem im o tunelu. Powiem wieczorem poddczas spotkania Sibuny. 
- Eddie. Widziałeś, może gdzieś moją książkę z matematyki. - zapytał mnie Fabian na przerwie.
- Tak. Leży w pokoju na stole. Widziałem ją kiedy się pakowałem. - odpowiedziałem a chłopak ruszył biegiem w kierunku wyjścia. Nie rozumiem. Jak można tak się spieszyć po książkę. 
- Oo! Eddie. Widziałeś gdzieś Fabiana. - za mną pojawiła się Nina.
- Tak. Poszedł do pokoju po książkę od matmy. - powiedziałem, a Wybranej już nie było. Ruszyłem w kierunku klasy.
- Eddie! Eddie! Widziałeś może Joy? - teraz Jerome potrzebował mojej pomocy.
- Nie. Przykro mi. Sprawdź w auli. - odpowiedziałem i ruszyłem w kierunku klasy. Długo nie trwało a usłyszałem Joy.
- Eddie w...
- Tak. Poszedł do auli. - przerwałem jej.
- Okej? Dzięki. - odpowiedziała i poszła. Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było. Uff. Wreszcie dotarłem do klasy. Była tam Patricia, która jak tylko mnie zobaczyła zajęła się rozmową z Willow. Zająłem swoje miejsce. Po jakimś czasie do klasy wpadł Fabian z Niną. Zatrzymali się obok mojego stolika. 
- Dlaczego nam nie opowiedziałeś? - zaczął chłopak.
- Ale o czym?
- O tym. - powiedział i odsłonił sześcian, który znalazłem w nocy. No tak. Zakryłem go książką od matmy. 
- Chciałem powiedzieć dzisaj na spotkaniu Sibuny. - powiedziałem.
- Kiedy to znalazleś? - zapytała Nina.
- Dzisiaj w nocy. - odpowiedziałem.
- Co? - oboje prawie krzynęli.
- Gdzie? - zadał pytanie Fabian i schował przedmiot do torby. - postaram się to przetłumaczyć.
- Znalazłem to w tunelach.
- W tych tunelach? Przecież tam nic takiego nie było. - powiedziała Nina.
- Jest jeszcze inne wejście do tuneli. - powiedziałem, a oboje zrobili wielkie oczy.
- Jak to? Gdzie? Jak to odkryłeś? - Fabian nie dawał za wygraną. Naszczęście od pytań uratowała mnie nauczycielka, która jak tylko weszła do klasy kazała zająć miejsca. Była to nasza ostatnia lekcja, więc jak tylko zadzwonił dzwonek ruszyliśmy do domu. Fabian jak tylko znaleźliśmy się w pokoju, rozłożył swój badawczy sprzęt i zaczął tłumaczyć napisy na sześcianie. Tak minął dzisiejszy dzień. W nocy natomiast poszliśmy tajemnym przejściem do piwnicy a następnie do biura Frobishera. 
- Sibuna. - powiedzieliśmy razem.Spojrzałem na Fabiana. Wyglądał jakby coś go martwiło. Już chciałem go oto zapytać ale przerwał mi głos Patrici.
- Jak dostałeś się do tych tuneli? - zapytała.
- Dotknąłem tamtą książkę. - wskazałem na złotą okładkę. Patricia wstała i podeszła do półki. Dotknęła książkę jednak nic się nie wydarzyło.
- Być może tylko Wybrana i Osirion mogą otworzyć przejście. - powiedziała K.T.
- Może masz racje. - powiedziała Nina i dotknęła książkę i tym razem nic się nie wydarzyło. - Eddie. Jesteś pewien, że to ta książka? - zapytała Nina.
- Tak. Przecież pamiętam. Tylko ona ma złotą okładkę. - podszedłem do regału i dotknąłem okładkę. Pojawiło się ostre światło i pojawiły się dobrze mi znane drzwi.
- Ale jak? - powiedziała zszokowana Nina.
- Wychodzi na to, że drzwi otwierają się tylko pod wpływem dotyku Osiriona. - powiedział Fabian. Weszliśmy do środka. Po krótki czasie dotarliśmy do sali z okragły stołem.
- Ciekawe. - zaczął Fabian. - Orągły stół w Egipcie. Tam przecież panowała hierarchia. Faraon był traktowany jako bóg. Nie bylo tam równości. Okrągły stół pojawił się dopiero w V wieku za panowania króla Artura. To niesamowite. To tutaj znalazłeś ten sześcian? - zapytał.
- Tak a dokładniej tutaj. - pokazałem złotą piramide na środku stołu. - Przeczytałem te słowa i się otworzyła. - Fabian przyjżał się napisowi.
- Zostało napisane w staroegipskim języku. Przetłumaczenie tego zajęłoby kilka miesięcy o ile wogóle możnaby było to przetłumaczyć. - powiedział. Spojrzałem na Fabiana zdziwiony.
- Ten napis znaczy " Otwórzcie się bramy do potęgi i chwały." - powiedziałem i pojawił się blask a piramida zaczęła się otwierać tak jak poprzedniej nocy. 
- A.ale jak? - zaczął się jąkać Fabian. - To niemożliwe. Jak to przeczytałeś?
- Normalnie. Literki mi sie ułożyły w angielskie słowa i przeczytałem. - odpowiedziałem.
- Niesamowite. 
- A tobie udało się przetłumaczyć napis na tej kostce?
- Mam połowe. - odpowiedział.
- Chodźcie. Tu są jakieś drzwi! - krzyknął Alfie.
- Widziałem je rano. - powiedział i ruszyłem w kierunku drzwi. Fabian przyglądał im się z zainteresowaniem. 
- Eddie. Chodź tu szybko. - zwrócił się do mnie. Podszedłem do niego. - Jesteś w stanie to przeczytać? - spojrzałem na napis. Dziwne litery zaczęły układać się w całość. Do skarbu te wrota prowadzą, lecz tylko wybrani przez nie przechodzą. Przeczytałem to nagłos i usłyszałem dźwięk otwierającego się zamka. Drzwi otworzyły się. Wszedłem do środka a za mną Patricia. 
- Co jest? - usłyszałem głos Alfiego. - nie mogę przejść.
- Ja też. - potwierdzili Nina, Fabian i K.T. 
- Dlaczego? - podszedłem do nich.
- Może to droga Osiriona? - zaproponował Fabian.
- To jakim cudem ja tu się dostałam? - wtrąciła się Gaduła.
- Nie mam pojęcia. - powiedział Fabian.- Sprawdzę to w domu. Zobatrzcie co tam jest i szybko wracajcie. 
Jak powiedział tak zrobiliśmy. Korytarz był długi. Po jakimś czasie dotarliśmy do małego pomieszczenia. Na ścianach były jakieś znaki. Zbliżyłem się do nich i po raz kolejny dzisiaj zaczęły zmieniać pozycje tworząc słowa. 
- Ten kogo kochasz, straty przynosi. Trzymaj miłość z dala, ból będzie nieznośny. - przeczytałem napis. - O co tu chodzi? - podszedłem do Patrici i zacząłem się dusić. Czułem jak rozsadza mi klatkę piersiową.
- Eddie! - krzyknęła dziewczyna i podbiegła do mnie. - Co się stało? - zacząłem tracić przytomność. Czułem jak odpływam. - Zaraz przyjdę. Spróbuję sprowadzić pomoc. - powiedziała i odbiegła. Nagle poczułem jak wracają mi siły. Wstałem i przyjrzałem się napisowi. "Ten którego kochasz", "ból". Patricia. Kocham ją. Co ja zrobiłem? Rzuciłem na nas klątwe!. Dlatego tylko ona mogła tu wejść. Musiała być przy czytaniu tego. Muszę trzymać się od niej daleko. Ale jak? Usłyszałem kroki. Gaduła wróciła.
- Eddie! Nic ci nie jest. - krzyknęła i ruszyła w moim kierunku.
- Stój! - krzyknąłem a ona zatrzymała się.
- Co się stało? - zapytała zdziwiona.
- Rzuciłem na nas klątwe. 
- Słucham!? - krzyknęła.
- Zdanie które przeczytałem było klątwą. Ty jesteś osobą, którą kocham. Nie możemy być blisko siebie.
- Czekaj. Co powiedziałeś? - zapytała.
- Nie możemy być blisko siebie. - powtórzyłem.
- Wcześniej. - powiedziała a ja zrozumiałem o co jej chodzi.
- Jesteś osobą, którą kocham. - powiedziałem a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Oo. Eddie! - powiedziała i podeszła do mnie a ja zacząłem zwijać się z bólu. - Przpraszam. - powiedziała i odsunęła się. - W sumie ciekawe. Jak zajdziesz mi za skórę wystarczy, że do ciebie podejdę. - powidziała a ja się uśmiechnąłem. 
- Damy radę. - powiedziałem i podszedłem do niej. Czułem nasilający się ból ale go ignorowałem. To ona jest tą jedyną, była i zawsze będzie. Kocham ją. Zbliżyłem się do niej. Mimo strasznego bólu jaki odczuwałem zbliżyłem swoje usta do jej i ją pocałowałem. Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie. No, może przyjemniej by było gdybym nie czuł się jakby setki ostrzy wbijały się we mnie. 

---
Dziękuję za pomoc przy rozdziale. :)
Są zagadki i jest Peddie. 

Mam do Was prośbę. Niech każdy kto to przeczyta doda komentarz. Wystarczy zwykła "." . Chodzi oto, że chciałabym wiedzieć ilu Was czyta te moje wypociny. :D

Pozdrawiam.

PS. Trochę się rozpisałam. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. :)

sobota, 22 czerwca 2013

Next

To nie nowy rozdział.
Nie mam nowego pomysły dlatego zwracam się do Was.
Chcę aby kolejny rozdział był w pewnym sensie Wasz.
Piszcie co chcielibyście przeczytać. Możecie napisać fragment. Obojętnie. 
Dzięki temu jutro pojawiłby się rozdział połączony z Waszych pomysłów.
Piszcie śmiało propozycje. Chętnie z nich skorzystam. :)
---

Polecam.
Nowy blog, ale świetnie się zaczyna.

piątek, 21 czerwca 2013

XVIII

Tą noc także mogę zaliczyć do tych nieprzespanych. Męczyły mnie koszmary z postacią z lustra. Nie miałem wątpliwości, że chce mnie zabić. Raz już mu się udało. Naszczęście mam znajomości w świecie umarłych. Spojrzałem na zegarek. 2:06. Wstałem z łóżka i po cichu wyszedłem z pokoju. Po woli prześlizgnąłem się do kuchni. Z kieszeni spodni wyjąłem medalion Niny, który nadal był pod moją opieką. Wyciągnąłem rękę z medalionem w stronę wydrążenia w piecu, a on zalśnił a drzwi piecyka się otworzyły. Wszedłem do środka. W piwnicy panowała ciemność, którą rozświetliłem blaskiem komórki. Wybrałem znany mi kod otwierający drzwi do biura Frobishera - 1890 i wszedłem do środka. Zapaliłem światło i zacząłem szukać książki o Ozyrysie. Chciałem znaleźć jakieś informacje o biczu i lasce. W ręce wpadła mi niezbyt gruba książka o tytule "Skarby bogów". Usiadłem na fotelu i otworzyłem ją. Nie było spisu treści więc trochę mi zajęło nim odnalazłem Ozyrysa. Po przeczytaniu czterech stron, które były poświęcone królowi podziemia, nie dowiedziałem się niczego nowego. Odłożyłem ją na miejsce. Na półce u góry znadowała się jakaś gruba książka o prawie złotej okładce. Dotknąłem ją, a z moich rąk wydobył się blask. Usłyszałem jakieś chrupnięcie. Za fotelem na którym przed chwilą siedziałem pojawiły się drzwi. Otworzyłem je niepewnie i ostrożnie wszedłem do środka. Było tam ciemno. Wyciągnąłem komórkę i oświetliłem sobie drogę. W środku znajdował się tunel. Szedłem nim jakiś czas kiedy dotarłem do dużego pomieszczenia. Na jego środku stał wielki okrągły stół. Na nim znajdowała się duża figura w kształcie piramidy. Podeszłem do niej. Z każdym krokiem piramida lśniła co raz bardziej. W stole zostały wyrzeźbione słowa w jakimś dziwnym języku. Nie miałem pojęcia co to może oznaczać. Przejechałem palcem po rzeźbieniu, a ono zalśniło i ujrzałem napis: Otwórzcie się bramy do potęgi i chwały. Przeczytałem napis na głos, a części piramidy zaczęły rozchodzić się na boki. W środku piramidy znajdowała się złota sześcienna kostka. Wyciągnąłem ją, a części wróciły na swoje miejsce. Przyjrzałem się przedmiotowi. Były na niej wyrzeźbione rysunki, jak się domyśliłem hieroglify. W tym momencie poczułem jak mój telefon wariuje w kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiło się "Gaduła". Odebrałem.
- Eddie? Gdzie ty do diabła jesteś?
- Ja. Emm. W pokoju oczywiście. - odpowiedziałem.
- Nie kłam. Nie ma cię tam. Poza tym wiesz która godzina? 8:00. - spojrzałem na zegarek w telefonie. Miała racje. Nawet nie poczułem jak minął ten czas. 
- Zaraz przyjde i wszystko wam opowiem. - odpowiedziałem. Jeszcze raz spojrzałem na salę. Na drugim końcu zobaczyłem duże złote drzwi. Nie podszedłem jednak do nich. Musiałem tu wrócić z przyjaciólmi. Razem rozszyfrujemy każdą zagadkę. Kiedy jesteśmy razem nic nie stanie nam na przeszkodzie. Razem jesteśmy niepokonani. 

---
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. 
Mam nadzieję, że i tu jakieś się pojawią.
Dziękuję. ;)

czwartek, 20 czerwca 2013

XVII

Po dwóch dniach spędzonych w szpitalu zostałem wypisany. W tym czasie kilka razy odwiedzili mnie przyjaciele. Pogodziłem się z Fabianem. K.T. zachowywała się jakby nigdy do niczego między nami nie doszło. I dobrze. A co do Patrici. Narazie zachowujemy sie jak przyjaciele. Nadal ją kocham, ale po tym co jej zrobiłem nie mam prawa liczyć na nic więcej. Przyjechał tata. Zabrałem walizki i wyszedłem ze szpitala. Kiedy dojechaliśmy do Domu Anubisa czekała mnie duża niespodzianka. Przyjaciele zorganizowali dla mnie przyjęcie powitalne. Trudy przygotowała wiele słodyczy w tym ulubionych babeczek Alfiego, który jak tylko się ze mną przywitał pobiegł się objadać. Dobrze się bawiłem. Cieszyłem się, że wszystko jest jak dawniej. Wieczorem poszedłem do łazienki aby przygotować się do spania. Wziąłem orzeźwiający prysznic. Myślałem o wszystkim co wydarzyło się do tej pory i co ma się jeszcze wydarzyć. Muszę odnaleźć broń Ozyrysa. Ubrałem się w dresy i spojrzałem na miejsce gdzie spoczywał plaster. Nie bolało już tak mocno, jednak wciąż czułem pieczenie w tym miejscu. Spojrzałem na lustro, w którym zobaczyłem swoje odbicie. Wyglądałem jak normalny nastolatek. Niby co we mnie jest takiego niezwykłego. Nagle w lustrze ujrzałem znów dobrze mi znaną postać ze sztyletem w ręce. Odwróciłem się, nikogo nie było. Znowu spojrzałem w lustro. Był tam. Śmiał się. Ze mnie. Odsunąłem się od lustra. 
- Kim jesteś? Zostaw mnie! - nic. Zbliżał się do mnie ze śmiechem. Znów się rozejrzałem. Nie było go w łazience. Był tylko w lustrze. - Zostaw mnie! - krzyknąłem a lustro pękło. Upadłem na podłogę opierając się o ścianę. Dzwięk tłuczonego szkła musiał być dość słyszalny, gdyż od razu usłyszałem pukanie do łazienki. Nie odpowiedziałem. Drzwi otworzyły się a do środka wszedł Fabian z Patricią.
- Eddie! Co ty wyprawiasza? - podbiegła do mnie dziewczyna. Pokazałam palce w strone lustra.
- Był tam. 
- Kto? Eddie? Kto tam niby był? To jest lustro. W każdym razie było.
- Widziałem go. On nie jest sługą Ozyrysa. To Ra... Przysłał go żeby mnie zabić.

---
Takie tam. 
Nie wiem czy Wam się spodoba. 
Trochę nudny, ale nie miałam pomysłu.
 :)

środa, 19 czerwca 2013

XVI

Patricia:
Patrzyłam jak lekarze walczą o życie Eddiego. Reanimacja trwała długo. Zbyt długo. Widziałam, że to już koniec. Łzy znowu poleciały mi po policzkach. Kolejne uderzenie i...

Eddie:
Poczułem mocne uderzenie na klatce piersiowej. Natychmiast otworzyłem oczy. Znajdowałem się w jakieś białej sali, a nademną stało wielu ludzi. Nagle podbiegła do mnie Gaduła i mnie przytuliła, trochę za mocno ale było to miłe. 
- Eddie! Nareszcie. Myślałam, że cię straciłam. - jej policzki i oczy były mokre od łez. Płakała? Przeze mnie? Właściwie co się stało. Pamiętałem tylko sztylet wbijający mi się w brzuch i ciemność, a później łąkę i Ozyrysa. Rozmowa o sercu lżejszym od pióra.
- Eddison. Jak się cieszę. - do sali wszedł mój ojciec.
- Co ty tu robisz? Powiedziałeś mi, że mnie nienawidzisz, że nigdy nie chciałeś syna. - powiedziałem cicho.
- Eddie. To nie tak. Nie wiem dlaczego to powiedziałem. Nie byłem wtedy sobą. Kiedy wszedłeś do biura poczułem ogromna złość na ciebie. Powiedziałem coś co nawet nie przyszłoby mi na myśl. Jesteś moim synem. Jedynym dzieckiem. Kocham cię, Eddison. - nie wiedziałem co o tym myśleć. Najpierw mówi mi, że nie chce mnie znać a teraz, że mnie kocha. 
- Dziękuję, że przyszedłeś. - tylko tyle zdołałem powiedzieć. Chciałem się podnieść jednak jak tylko się poruszyłem poczułem olbrzymi ból w brzuchu. 
- Nie wstawaj. Musisz odpoczywać. - powiedziała Patricia a w jej oczach widać było troskę. Wróciłem do mojej poprzedniej pozycji i spojrzałem na miejsce z którego promieniował ból. Na moim brzuchu znajdował się średniej wielkości plaster. Dotknąłem tego miejsca. Zabolało.
- Jak to się stało? Kto ci to zrobił? - zapyała Pat. Przypomniała mi się wizja. Lustro. Duży pokój. Miecz. Krzyki. Złoto. Mężczyzna. Sztylet. Przed moimi oczami pojawiły się obrazy. Wielka wojna. Wojna bogów. Miecz Ozyrysa. Ciemne słońce. Chaos. Zniszczone miasta. Przerażeni ludzie. Martwi ludzie. Martwi przyjaciele. Martwa Patricia. Wcielenie Ra. Wcielenie Ozyrysa. Ja. Przenaczenie. Nic z tego nie rozumiałem. Jestem wcieleniem Ozyrysa. Posiadam jego moc. Historia lubi się powtarzać i powtórzy się jeśli nie zdołam odnaleźć skarbu Ozyrysa. Wiem już, że jest nim laska i bicz. Ale nie mam pojęcia gdzie szukać. Ozyrys mnie poprowadzi. Muszę tylko czekać na kolejną wizję. Oby tylko nie była tak bolesna.
"Wybacz, mój synu. Musiałeś umrzeć aby się ze mną spotkać."
Usłyszałem znajomy głos w głowie.
- Eddie? Wporządku? - zapytał tata.
- Tak. Jasne. - odpowiedziałem.
"Wiem, że wypełnisz zadanie. Jesteś wyjątkowy. To twoje przeznaczenie."

---
Nie miałam dzisiaj dodać rozdziału, jednak nadchnęły mnie komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Dziękuję Wam. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Lubię wejść na bloga i zobaczyć, że są nowe komentarze. Od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Szczerze się do monitora. 
Mam nadzieję, że z czasem będzie ich jeszcze więcej.
Dziękuję Wam za to.!
Kocham Was. :) <3

wtorek, 18 czerwca 2013

XV (Patricia)

Następnego dnia rano od razu pojechałam do szpitala. Kiedy weszłam do sali w której leżał Eddie, zobaczyłam, że siedzi przy nim pan Sweet. 
- Dzieńdobry. - powiedziałam.
- O! Panna Williamson. Witam.
- Co z nim? - zapytałam.
- Bez zmian. Lekarze mówią, że może się już nie wybudzić. Stracił dużo krwi. Zbyt dużo. - powiedział i ujął dłoń chłopaka. Usiadłam z drugiej strony łóżka. Wyglądał jakby spał. Po policzkach pociekły mi łzy. Znowu. Kochałam go. Nadal kocham. Powinnam byc na niego wściekła za ten pocałunek z K.T. ale nie potrafiłam się na niego długo gniewać. To z nim przeżyłam swój pierwszy w życiu pocałunek, to on zawsze był przy mnie gdy potrzebowałam wsparcia, to on uratował mi życie i to nie jeden raz i co najważniejsze to w nim się pierwszy raz zakochałam. 
- Zostawię was samych. - odezwał się Sweet i wyszedł. Właściwie to co on tu robił? Eddie mówił, że się z nim ostro pokłócił. A zresztą nie ważne. Teraz to ja wzięłam bezwładną rękę Eddiego w swoją dłoń i lekko ją pocałowałam.
- Eddie. Słyszysz mnie? Słuchaj. Ja wiem, że różnie między nami bywało. Właściwie to w każde wspólne wakacje zrywaliśmy ale... Zrozum. Nie możesz teraz odejść. Kocham cię. - mówiłam a z oczy leciały mi łzy. - Eddie. Proszę. Rusz ten swój leniwy tyłek i wróć do mnie! - szturchnęłam jego ramie. Widząc, że nawet nie drgnął. Opadłam spowrotem na krzesełko a głowe położyłam na jego torsie. Cały czas trzymałam jego rękę. Nagle usłyszałam szybsze pikanie. Spojrzałam na maszynę. To z niej wydobywał się ten dźwięk. 
- Eddie! - krzyknęłam przerażona. Nagle maszyna zaczęła piszczeć w jednym ciągu. Do sali wbiegli lekarze. Kazali mi wyjść z sali. Nie chciałam. Odepchnęli mnie na bok. 
- Uwaga. Strzelam. - usłyszałam te słowa a po chwili ciało Eddiego podskoczyło. Błagam. Niech on nie umiera.

Eddie:
Obudziłem się na jakieś łącę. Słońce świeciło, a ptaki śpiewały. Rozejrzałem się dookoła. 
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałem męski głos za plecami. Przestraszony odwróciłem się w jego stronę. Przedemną stał mężczyzna w białej szacie. - Witaj, synu. - powiedział, a ja zrozumiałem kto stoi przedemną. 
- Witaj, panie. - powiedziałem i się ukłoniłem. - Skąd się tu wziąłeś. Wyglądasz... jak człowiek. Jak? - Ozyrys uśmiechnął się.
- Oto samo mógłbym zapytać ciebie. Tam na górze zostawiłeś przyjaciół, rodzinę. - powiedział a ja nic nie zrozumialem. Po chwili jednak mnie olśniło.
- To znaczy, że ja umarłem?
- Tak. Ale nie martw się. To jeszcze nie twój czas. Najpierw jednak muszę ci coś wyjaśnić. Przejdźmy się. 
- Dobrze. - powiedziałem i ruszyliśmy wolnym krokiem. Mijaliśmy bardzo malownicze miejsca. Po jakimś czasie dotarliśmy nad wodospad. Tam Ozyrys usiadł na jednym z kamieni.
- Usiądź proszę. - powiedział a ja wykonałem prośbę. - Mój synu. Jak już zapewne wiesz posiadasz wielką moc. Jako Osirion jesteś niezwyciężony w walce, ale tylko z ludźmi. Różne demony są na równi z tobą. Z bogami nie masz szans. A to właśnie bóg cię prześladuje. Ra. Bóg tak potężny, że potrafi zniszczyć Ziemię jednym ciosem. Ma on jednak jedną wadę. Jest zbyt pewny siebie. A jak zapewne wiesz, zbyt pewni popełniają błędy. Wracając jednak do tematu. To z tym bogiem, a raczej jego wcieleniem przyjdzie ci walczyć. Nie możesz się zawachać. Nawet jeśli jego wcieleniem okaże się ktoś tobie bliski. Musisz wygrać.
- Ale jak? Sam powiedziałeś, że z bogiem nie mam szans.
- Tak. Bo jako Osirion nie masz. Ale jako Ozyrys już tak.
- Nie rozumiem.
- Ty jesteś moim wcieleniem, Eddisonie. Kiedy przyjdzie czas otrzymasz całą moją moc. Staniesz się silny i potężny jak bogowie Egiptu. Musisz tylko uwierzyć. Znajdź bicz i laskę. To dzięki nim będziesz niepokonany.
- Bicz i laska. To twoje znaki, panie. Dlaczego każesz mi ich szukać a nie powiesz gdzie są?
- Chciałbym, ale nie mogę. Po wielkiej wojnie zaginęły. Przez tysiące lat nie mogli ich znaleźć. Nie jeden Osirion próbował je odnaleźć. Poczynając od Enermisa, kończąc na Rufusie Zeno. Niestety żaden z nich nie miał takiej odwagi i tak czystego serca jak ty, Eddisonie. Twoje serce nie jest równe wadze pióra, czyli wadze serca i duszy najczystszego człowieka na ziemi. Wagę od początku przeważa pióro, a dusza zostaje na górze. Czy wiesz co to oznacza?
- Nie, Ozyrysie. Nie mam pojęcia.
- Znaczy to, że twoje serce jest czyszcze od serca Wybranej, a twoja moc z moją pomocą jest niezwyciężona. Hmm. Myślę, że przekazałem ci już wszystko co miałem przekazać. Czas na ciebie. Twoi przyjaciele czekają, a twoja miłość jest załamana. - wskazał palcem na obłok. Zobaczyłem w nim płaczącą Patricię, która powtarzała "Wróć do mnie." - Cudowna dziewczyna. Nie pozwól jej odejść. Nie wiele jest takich na świecie. Choć może nawet jest jedyna w swoim rodzaju. Czekaj na wizje. Tylko tak mogę przekazać ci wskazówki. Wierzę w ciebie. Do zobaczenia mój synu.

----


Opis 41 odcinka czyli filmu TDA oraz screeny. 
Komentujcie. :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

XIV (Patricia)

Eddiego widywałam tylko w szkole. Swoją drogą ciekawe co on je. Nie chciałam jednak z nim rozmawiać. Po tym co mi zrobił. Jak mógł się całować z K.T i to jeszcze w dniu naszek randki. Spojrzałam na zegarek była 7:30 czyli śniadanie. Trudy oczywiście jak zawsze się postarała. Na stole było pełno jedzenia. Po śniadaniu poszliśmy do szkoły. Fabian i Nina oczywiście razem. Tego dnia Eddie nie pojawił się na lekcjach. Muszę się przyznać. Martwiłam się o niego. Jak tylko zadzwonił dzwonek postanowiłam zajrzeć do jego pokoju. Weszłam do domu. Stałam już przed drzwiami pokoju jednak nie miałam odwagi tam wejść. W końcu zebrałam się na odwagę i delikatnie zapukałam. Nie odpowiedział. Może go nie ma? Jednak spróbowałam znowu. Tym razem mocniej. Cisza. Już miałam odchodzić kiedy poczułam wielki żal i złość. Nie zwarzając na nic ostro otworzyłam drzwi do jego pokoju. 
- Eddie! - krzyknęłam przerażona. Leżał nieruchomo na ziemi a z jego brzucha ciekła krew. - Eddie! Obudź się! - krzyczałam. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Fabsa. 
- Fabian! Szybko przyjdź do domu.- teraz już płakałam. 
- Co się stało? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Eddie! On... Fabian proszę... - powiedziałam i się rozłączyłam. Urwałam kawałek pościeli i przycisnęłam do miejsca z którego ciekła krew. Szybko stała się czerwona. Klęczałam na podłodze z głową Eddiego na kolanach. 
- Eddie. Nie możesz mi tego zrobić. Słyszysz? Jak umrzesz to cię zabije!. - mówiłam przez łzy. Po jakimś czasie do pokoju weszli Fabian z Niną.
- Co się stało? - krzyknęła równie przerażona Nina i podbiegła do nas. Fabian gdziesz wyszedł jednak po chwili wrócił razem z Victorem.
- Odsunąć się. - powiedział i odepchnął mnie na bok. - Żyje. Zadzwoń po pogotowie. - zwrócił się do Niny, która od razu wykonała polecenie. Nie minęło dużo czasu a przyjechała karetka i zabrali Eddiego. Jak tylko wyjechali usiadłam na łóżku w jego pokoju i płakałam. Przyszli do mnie przyjaciele. Pocieszali mnie, że nic mu nie będzie. Ale ja wiedziałam że to moja wina. Gdybym wcześniej tu przyszła. Co się stało? Kto mu to zrobił? Tej nocy nie mogłam zasnąć. Jak tylko zamykałam oczy widziałam Eddiego leżacego nieruchomo w kałuży krwi.


---
Trochę dramatyczne ale mam nadzieję że choć trochę Wam się spodoba.

sobota, 8 czerwca 2013

XIII (krótki)

Jak tylko wróciłem do domu Anubisa, poszedłem do pokoju. Nie miałem ochoty na rozmowe z kim kolwiek. Nie pamiętam kiedy zasnąłem.
Przez kilka kolejnych dni popołudniami siedziałem sam w pokoju. Pokłóciłem się z Fabianem i Alfiem. Dziewczyny też ze mną nie gadały. Fabian nawet przeniósł się do pokoju Alfiego i Jerome'a bo chłopaki mają w pokoju 3 łóżka. A ja zostałem sam. Tak minął mi tydzień. W sobote obudziłem się dość wcześnie ale nie miałem siły wstać. Czułem się jakby mnie ciężarówka przejechała. Musiałem się przeziębić kiedy ostatniego wieczoru siedziałem w deszczu na dworze. Nie wychodziłem prawie w cale z pokoju. Nie miałem siły. Ciężko mi było zasnąć. A kiedy mi się to udało:

Widziałem siebie w lustrze. Byłem ubrany w jakieś dziwne szaty. W ręku trzymałem miecz. W oddali słychać było odgłosy walki. Znowu to samo. Podniosłem miecze. Był ciężki ale i piękny. Spojrzałem ponownie w lustro. Coś za mną się poruszyło. Odwróciłem się. Nikogo nie było. Postanowiłem rozejrzeć się po pokoju. Był niesamowity. Wszędzie pełno złota. Chciałem się odwrócić aby obejrzeć drugą część gdy nagle usłyszałem kroki. Spojrzałem w lustro. Jedyne co zobaczyłem to mężczyznę z sztyletem w ręce, szybko się odwróciłem, ale było już za późno. Sztylet tkwił w moim boku. 


----
Jest to chyba najkrótszy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam.

Ale jest to taki wstęp do kolejnego rozdziału.
Rozdział pisałam u kuzynki gdyż ja nie mam internetu. 
Podczas burzy uderzyło w antene. Dlatego mam rade dla tych, którzy mają internet sciągany przez antene. Nawet przy najmniejszej burzy odłączajcie internet. 
To, że tak długo nie pisałam usprawiedliwiam tym, że niedawno zalało mi dom. Zresztą większość z Was zapewne wie jak mocne deszcze były w ostatnich dniach. Dzisiaj też.
I od razu chcę uprzedzić, że kolejny rozdział będzie najprędzej w sobote, ponieważ jadę na tygodniową wycieczkę.