Następnego dnia rano od razu pojechałam do szpitala. Kiedy weszłam do sali w której leżał Eddie, zobaczyłam, że siedzi przy nim pan Sweet.
- Dzieńdobry. - powiedziałam.
- O! Panna Williamson. Witam.
- Co z nim? - zapytałam.
- Bez zmian. Lekarze mówią, że może się już nie wybudzić. Stracił dużo krwi. Zbyt dużo. - powiedział i ujął dłoń chłopaka. Usiadłam z drugiej strony łóżka. Wyglądał jakby spał. Po policzkach pociekły mi łzy. Znowu. Kochałam go. Nadal kocham. Powinnam byc na niego wściekła za ten pocałunek z K.T. ale nie potrafiłam się na niego długo gniewać. To z nim przeżyłam swój pierwszy w życiu pocałunek, to on zawsze był przy mnie gdy potrzebowałam wsparcia, to on uratował mi życie i to nie jeden raz i co najważniejsze to w nim się pierwszy raz zakochałam.
- Zostawię was samych. - odezwał się Sweet i wyszedł. Właściwie to co on tu robił? Eddie mówił, że się z nim ostro pokłócił. A zresztą nie ważne. Teraz to ja wzięłam bezwładną rękę Eddiego w swoją dłoń i lekko ją pocałowałam.
- Eddie. Słyszysz mnie? Słuchaj. Ja wiem, że różnie między nami bywało. Właściwie to w każde wspólne wakacje zrywaliśmy ale... Zrozum. Nie możesz teraz odejść. Kocham cię. - mówiłam a z oczy leciały mi łzy. - Eddie. Proszę. Rusz ten swój leniwy tyłek i wróć do mnie! - szturchnęłam jego ramie. Widząc, że nawet nie drgnął. Opadłam spowrotem na krzesełko a głowe położyłam na jego torsie. Cały czas trzymałam jego rękę. Nagle usłyszałam szybsze pikanie. Spojrzałam na maszynę. To z niej wydobywał się ten dźwięk.
- Eddie! - krzyknęłam przerażona. Nagle maszyna zaczęła piszczeć w jednym ciągu. Do sali wbiegli lekarze. Kazali mi wyjść z sali. Nie chciałam. Odepchnęli mnie na bok.
- Uwaga. Strzelam. - usłyszałam te słowa a po chwili ciało Eddiego podskoczyło. Błagam. Niech on nie umiera.
Eddie:
Obudziłem się na jakieś łącę. Słońce świeciło, a ptaki śpiewały. Rozejrzałem się dookoła.
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałem męski głos za plecami. Przestraszony odwróciłem się w jego stronę. Przedemną stał mężczyzna w białej szacie. - Witaj, synu. - powiedział, a ja zrozumiałem kto stoi przedemną.
- Witaj, panie. - powiedziałem i się ukłoniłem. - Skąd się tu wziąłeś. Wyglądasz... jak człowiek. Jak? - Ozyrys uśmiechnął się.
- Oto samo mógłbym zapytać ciebie. Tam na górze zostawiłeś przyjaciół, rodzinę. - powiedział a ja nic nie zrozumialem. Po chwili jednak mnie olśniło.
- To znaczy, że ja umarłem?
- Tak. Ale nie martw się. To jeszcze nie twój czas. Najpierw jednak muszę ci coś wyjaśnić. Przejdźmy się.
- Dobrze. - powiedziałem i ruszyliśmy wolnym krokiem. Mijaliśmy bardzo malownicze miejsca. Po jakimś czasie dotarliśmy nad wodospad. Tam Ozyrys usiadł na jednym z kamieni.
- Usiądź proszę. - powiedział a ja wykonałem prośbę. - Mój synu. Jak już zapewne wiesz posiadasz wielką moc. Jako Osirion jesteś niezwyciężony w walce, ale tylko z ludźmi. Różne demony są na równi z tobą. Z bogami nie masz szans. A to właśnie bóg cię prześladuje. Ra. Bóg tak potężny, że potrafi zniszczyć Ziemię jednym ciosem. Ma on jednak jedną wadę. Jest zbyt pewny siebie. A jak zapewne wiesz, zbyt pewni popełniają błędy. Wracając jednak do tematu. To z tym bogiem, a raczej jego wcieleniem przyjdzie ci walczyć. Nie możesz się zawachać. Nawet jeśli jego wcieleniem okaże się ktoś tobie bliski. Musisz wygrać.
- Ale jak? Sam powiedziałeś, że z bogiem nie mam szans.
- Tak. Bo jako Osirion nie masz. Ale jako Ozyrys już tak.
- Nie rozumiem.
- Ty jesteś moim wcieleniem, Eddisonie. Kiedy przyjdzie czas otrzymasz całą moją moc. Staniesz się silny i potężny jak bogowie Egiptu. Musisz tylko uwierzyć. Znajdź bicz i laskę. To dzięki nim będziesz niepokonany.
- Bicz i laska. To twoje znaki, panie. Dlaczego każesz mi ich szukać a nie powiesz gdzie są?
- Chciałbym, ale nie mogę. Po wielkiej wojnie zaginęły. Przez tysiące lat nie mogli ich znaleźć. Nie jeden Osirion próbował je odnaleźć. Poczynając od Enermisa, kończąc na Rufusie Zeno. Niestety żaden z nich nie miał takiej odwagi i tak czystego serca jak ty, Eddisonie. Twoje serce nie jest równe wadze pióra, czyli wadze serca i duszy najczystszego człowieka na ziemi. Wagę od początku przeważa pióro, a dusza zostaje na górze. Czy wiesz co to oznacza?
- Nie, Ozyrysie. Nie mam pojęcia.
- Znaczy to, że twoje serce jest czyszcze od serca Wybranej, a twoja moc z moją pomocą jest niezwyciężona. Hmm. Myślę, że przekazałem ci już wszystko co miałem przekazać. Czas na ciebie. Twoi przyjaciele czekają, a twoja miłość jest załamana. - wskazał palcem na obłok. Zobaczyłem w nim płaczącą Patricię, która powtarzała "Wróć do mnie." - Cudowna dziewczyna. Nie pozwól jej odejść. Nie wiele jest takich na świecie. Choć może nawet jest jedyna w swoim rodzaju. Czekaj na wizje. Tylko tak mogę przekazać ci wskazówki. Wierzę w ciebie. Do zobaczenia mój synu.
----
Opis 41 odcinka czyli filmu TDA oraz screeny.
Komentujcie. :)
Ale Świetny rozdział!!!!! Zapewne najlepszy ze wszystkich!! :DD Znaczy mi się najbardziej podoba!!! Czekam na następny i mam nadzieje ,że szybko dodasz!!!!!
OdpowiedzUsuńsuper jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńdodaj jak najszybciej możesz następny ;)
Co was tak wszystkich wzięło na zabijanie bohaterów xp.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się bardzo podobał. Szczególnie część z perspektywy Eddiego.
Super!Dodaj szybko następny,bo nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJaki świetny!*.* Kiedy następny?:D
OdpowiedzUsuńBoże cudowny aż się popłakałam cały rozdział płakałam czytając go świetny już nie mogę doczekać się następnego!
OdpowiedzUsuńSuper *:* Nareszcie częściej dodajesz jupiii !!! I mam nadzieję , że będziesz dodawała tak często już zawsze : P
OdpowiedzUsuń