wtorek, 30 kwietnia 2013

III

Czułem, że robi mi się niedobrze. Ledwo stałem na nogach. Fabian patrzył na mnie zdezorientowany.
- Eddie? - wstał - Wporządku?
- Tak. Jasne. - uśmiechnąłem się żeby uwiarygodnić kłamstwo. No bo jak mogę czuć się dobrze po takich wizjach? 
- Napewno?
- Tak. - powiedziałem i ruszyłem w kierunku łazienki.
---
Tej nocy nie mogłem zasnąć. Przerwracałem się bezsensownie z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Ciągle też myślałem o dręczocych mnie wizjach. Zmieniły się. Teraz znajduję się w skarbcu. Ale jakim? Zabierz władzę. Jaką władzę? Chwila. Mam wizje. Miałem ją kiedy dotknąłem klamki czyli dom znowu próbóje mi coś przekazać. A może to nie Dom? Przecież te dziwne sny miałem już przed przyjazdem tutaj. Usiadłem na łóżku. Jest ze mną coś nie tak? Dobra. To było pytanie retoryczne. Pewnie, że daleko mi od normy. Jestem Osirionem. Kimś z mitów egipskich, który ma chronić Wybraną, nawet za cenę życia. Czuję się ważny. Ale co z tego skoro mogę zginąć. 
---
Rano byłem totalnie niewyspany. Zachciało mi się nocnego myślenia. Jak tylko ubrałem szkolny mundurek czyli biała koszula, marynarka i krawat ruszyłem do kuchni. W drzwiach prawie zderzyłem się z Gadułą, która też szła na śniadanie.
 - Cześć. - powiedziałem.
- Cześć. - i tylko tyle? Nawet się nie uśmiechnęła tylko od razu poszła zająć swoje miejsce. Ja zrobiłem to samo. Po chwili do jadalni weszli pozostali. Alfie oczywiście rzucił się na jedzenie, nie patrząc na nic. Nie zauwarzył więc lekko odsuniętego krzesła Joy i potknął się o nie, lądując na świerzo upieczonych naleśnikach z polewą czekoladową. I licho wzięło śniadanie. 
- Alfie. - wydarła się Joy na którą poleciało kilka kapek czekolady. - To nowa bluzka!
- Biała jak wszystkie do mundurka. - wtrącił się Jerome. - Oj. Przecież żartowałem. - powiedział dając Joy buziaka w policzek. Ja jednak wyobrażałem sobie siebie i Patricie. Kiedyś też tak robiliśmy. Właśnie. Kiedyś. Alfie oczywiście był cały w czekoladzie i naleśnikach, które ściągał z koszuli i ... jadł. I niby to ja jem wszystko? Wypraszam sobie. To Alfie jest typowym wszystkożernym odkurzaczem. Spojarzałem na K.T. i Patricie. Rozmawiały ze sobą. A kiedyś były wrogami. I co najlepsze. Kłóciły się o mnie. W każdym razie zawsze tak myślałem i niech tak zostanie. Po drugiej stronie stołu siedzieli Fabian i Nina, a obok Willow, która nie mogła opanować śmiechu, kiedy Alfie chciał ją pocałować. Same szczęśliwe pary. No prawie. 
---
Po śniadaniu poszliśmy do szkoły. Po drodze spotkałem tatę. Chciałem z nim porozmawiać jednak on mnie zigonorował. Ale dlaczego? Na lekcji historii poznaliśmy nową nauczycielkę. Panią Smith. Bardzo orginalne nazwisko. Od czasu kiedy Denby zniknęła nikt nie mowił o tym co się tutaj wydarzyło w zeszłym roku. Sibuny także nie było. Wszystkim wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Ja jednak wiedziałem, że znowu dzieje się coś złego. Tylko co?

----------------------------------

Chciałabym bardzo wszystkim podziękować za komentarze. Dla mnie to naprawdę wielka motywacja. Mam nadzieję, że przez ten rozdział nie zmienicie zdania na temat tego bloga. Pisałam go bardzo szybko, ponieważ niedawno wróciłam z Częstochowy i nie miałam czasu wcześniej.. Także za błędy przepraszam. :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

II

Po kilku godzinnym locie samolotem i jeździe taksówką dotarłem pod szkołę. Wyszedłem z taksówki i ruszyłem w kierunku domu. Kiedy się do niego zbliżałem, czułem strach. Podszedłem do drzwi i nacisnąłem klamkę. Drzwi się otworzyły a ja wszedłem do środka. Byli już wszyscy. Była tam też Patricia z którą znowu zerwaliśmy we wakacje. Wniosek jest jeden. Żebyśmy byli razem nie może być wakacji. Spojrzałem na nią. Rozmawiała z K.T i Niną. Chwila. Z Niną.? Ale co ona tu robiła? Podszedłem do nich.
- Cześć. - powiedziałem z uśmiechem. Dziewczyny odpowiedziały tym samym z wyjątkiem Gaduły. - Nino. Co ty tu robisz.? - zwróciłem się do wybranej. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Tak wiem Eddie. Przepraszam. Ale poprostu nie mogłam wytrzymać w domu. Ale słuchaj. Dowiedziałam się, że wcale nie musi dziać się zło kiedy będziemy razem. Wręcz przeciwnie. Razem możemy zrobić o wiele więcej.
- Tak. Naprzykład zginąć. - powiedziałem poważnym tonem i spojrzałem na dziewczynę. - Oj. No przecież żartowałem.
- To nie jest zabawne, Eddie. I ty dobrze o tym wiesz. - dodała i poszła usiąść obok Fabiana. K.T. też gdzieś się ulotniła i zostaliśmy tylko Gaduła i ja. Panowała niezręczna cisza więc postanowiłem ją przerwać.
- Gaduło... Słuchaj...
- Nic nie mów okej? Po prostu nie pasujemy do siebie i tyle. Nie było nam pisane więc dajmy już sobie spokój. - powiedziała i wyszła z salonu. A mnie zamurowało. Wciąż ją kochałem. W zeszłym roku powiedziałem jej, że zawsze to była, jest i będzie ona, a teraz m i mówi, ze do siebie nie pasujemy. Jak to możliwe? 
- Ej. Stary. To prawdziwy ty czy tekturowy? - usłyszałem głos Alfiego który po chwili pojawił się przede mną. - Trudy upiekła ciastka ale jeśli ty nie chcesz to pozwolisz, że ja weżmę twoją porcję. - powiedział z taką miną jak mają psy kiedy widzą pyszną kość. Co za porównanie. 
- Tak jasne. Bierz ile chcesz ja nie mam ochoty. - powiedziałem - Jakby co będę w pokoju. - dodałem i poszedłem się wypakować. Znowu ten sam pokój. Nic się nie zmieniło. Ale co miało się zmieniać? Torbę włożyłem do szafy, a ja sam usiadłem na moim łóżku i znów pojawiła się wizja. Taka sama jak poprzednio. W głowie wciąż miałem ten głos. Ale do kogo on należał? I o jaki skarb chodziło? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. Czym prędzej zerwałem się z łóżka i poszedłem do przyjaciół. Nie miałem zamiaru im jednak o niczym mówić. Nie chcę ich narażać. Idąc w stronę salonu usłyszałem Victora.
- Wybiła dziesiąta. Macie dokładnie pięć minut, a potem chcę usłyszeć jak upada ta szpilka. - tradycja. Kim byłby Victor bez tej szpileczki. - Co to za odgłosy?
- Oj Victorze! Dzisiaj przyjechali a jutro zaczyna się szkoła. Pozwól im to świętować. - z nienacka pojawiła się Trudy.
- Nie ma mowy! - Victor nie dawał za wygraną. - W tym domu panują pewne zasady i należy ich przestrzegać.
- To może zrób wyjątek. Nie widzisz jak oni się cieszą. - Trudy także była nieugięta.
- To niech się cieszą w swoich pokojach. - Victor robił się czerwony ze złości. Burak Victor.  Muszę to wykorzystać. - Biegiem do siebie! - krzyknął do nas nadęty staruszek. Może i wyglądał młodo ale swoje lata miał. Nie pozostało nam nic innego jak tylko spełnic jego życzenie a raczej rozkaz. Razem z Fabianem wróciliśmy do pokoju.
- No stary opowiadaj. Jak wakacje. - pierszy odezwał się Fabian.
- Dobrze, gdyby nie to że znowu zerwaliśmy z Patricią. - powiedziałem mu to w końcu i tak by się dowiedział.
- Co? - Fabs był wyraźnie zszokowany. - Znowu? - dodał po chwili.
- Tak. Według Gaduły, znaczy Patrici nie pasujemy do siebie. Wiesz jak jest.
- Tylko mi nie mów, że zrzygnujesz.
- A co mam zrobić? Nie chce ze mna gadać. Traktuje mnie jak powietrze. - powiedziałem ze smutkiem.
- Co roku na początku się nienawidzicie a potem i tak do siebie wracacie.
- Tym razem chyba tak nie będzie. Wiesz co ja chyba pójdę się przbrać do spania. - powiedziałem i już naciskałem klamkę gdy nagle pojawiło się dobrze znane mi uczucie. Wizja. Tym razem inna niż ostatnie.

Byłem w jakieś komnacie. Wszędzie było złoto. Dużo złota. Sufit był wysadzany jakimiś kamieniami. Diamentami? W sali było strasznie jasno. Rozejrzałem się ponownie. Znów byłem sam. Ból głowy. Głos. Pojawiły się z nienacka.
"Zabierz skarb"
- Jaki skarb!? - wykrzyczałem zwijając się z bólu.
"Zabierz władze"

Zrobiło się cicho. Znowu byłem w pokoju.



niedziela, 28 kwietnia 2013

I


I

- Eddie! Chodź w końcu! - usłyszałem głos babci. - Czas wyjechać do szkoły bo już pierwszego dnia sie spóźnisz a przed tobą jeszcze kilka godzin lotu. 
- Tak wiem, wiem. - wymruczałem ale i tak nie wstałem. Wręcz przeciwnie. Nakryłem głowę poduszką. Lecz nie długo było mi dane cieszyć się tą chwilą gdyż poczułem jak poduszka odsuwa się i moja głowa robi się mogra.
- Babciu. - wydarłem się i jak oparzony zerwałem z łóżka. Babcia natomiast zwijała się ze śmiechu. - To nie jest zabawne. - powiedziałem jednak po chwili też śmiałem się jak małe dziecko. Skoro już zostałem w tern okrutny sposób wyrzucony z łóżka, to poszedłem się przebrać. Czarna koszula i dżinsy. Tak to chyba to. Kiedy spojrzałem na zegarek była już 10:00 a o 11:00 mam samolot plus dzisiaj mogą być niezłe korki. Dlatego nie czekałem ani chwili. Zabrałem walizkę i rzuciłem się babci na szyję żeby sie z nią pożegnać, po czym wybiegłem z domu. Ale jak zwykle nie pomyślałem o najważniejszym. Taksówka. Już wyciągałem telefon kiedy usłyszałem głos babci.
- Zaraz będzie.- tak to ona myśli o wszyskim. Nawet nie zdążyłem jej podziękować a już usłyszałem odgłos zbliżającego się auta.
- Dziękuję. - powiedziałem i uściskałem ponownie babcię. - Do zobaczenia we wakcje. - powiedziałem i wsiadłem do taksówki. Jadę do domu od którego wszystko się zaczęło. Domu pełnego tajemnic. Domu gdzie z niebezpieczeństwem ma się do czynienia na codzień. Domu gdzie ma się rozegrać moje przeznaczenie. Domu Anubisa.

---
Podczas lotu samolotem usnąłem i znów miałem sen który męczył mnie od tygodnia.

Było ciemno. Znajdowałem się w jakimś lesie. Byłem sam. W oddali usłyszałem jakiś szelest. Gwałtownie się odwróciłem. Nikogo nie było. Rozejarzałem się dookoła. Nic. Ruszyłem przed siebie. Przedzierałem się pomiędzy drzewami. Biegłem. Po pewnym czasie usłyszałem jakiś śmiech. Przerażający śmiech. Ale nikogo nie widziałem. Nie wiedziałem czy uciekać czy to sprawdzić. Postanowiłem iść w kierunku z którego dobiegał głos. Szedłem tak gdy nagle rozbolała mnie głowa. Zacząłem zwijać się z bólu. Upadłem. Krzyczałem z bólu. Ale nikt nie przyszedł mi pomóc. Ból był coraz mocniejszy gdy nagle usłyszałem głos, ale ten głos był w mojej głowie.
"Osirionie! To ty! Twoja moc staje się potężniejsza. Musisz znaleźć skarb! Inaczej wszyscy zginą! Nikogo nie zdołasz ocalić! Świat czeka zagłada! Wybrana nie zdoła go ocalić! To twoje przeznaczenie!"

Otworzyłem oczy. Ból zniknął. Znów byłem w samolocie. Rozejrzałem się zdezorientowany. Od tygodnia ten sam sen. To samo zakończenie. To nie może być przypadek. Wiedziałem, że to była wizja. Ale co ona oznaczała.?


_______

Na Waszą prośbę piszę opowiadanie. Tak wiem nie mam talentu do pisania.
Założyłam ten blog właśnie w celu pisania opowiadanie. Jest to blog na "etapie próbnym". Jeśli będą komentarze i opowiadanie Wam się spodoba to zostanie, jeśli nie usunę. :)

Pozdrawiam.